Ja jestem Bóg

Andrzej Kerner

|

Gość Opolski 10/2021

publikacja 11.03.2021 08:34

– Wielu ludzi myśli, że jak przestanie pić, to już wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie dobrze. Dopóki nie zrobią z sobą porządku – mówi Marcin. Wie, co mówi.

▲	Obiecałem Ani, że w naszym domu nigdy nie będzie alkoholu i przemocy. A w końcu zrobiłem tak, że było jeszcze gorzej. ▲ Obiecałem Ani, że w naszym domu nigdy nie będzie alkoholu i przemocy. A w końcu zrobiłem tak, że było jeszcze gorzej.
Roman Koszowski /Foto Gość

Jerzy Pilch, zmarły niecały rok temu znakomity polski pisarz, twórca przenikliwej literackiej analizy alkoholizmu, pisał, że alkoholika można poznać po tym, że chowa opróżnione butelki, żeby inni ich nie widzie- li. – Nie wiedziałam, czy mąż jest alkoholikiem, czy nie jest. Na pewno wiedziałam, że nasza rodzina nie jest normalną rodziną. Że jest za dużo alkoholu i że to zaczyna przeszkadzać w życiu – mówi Anna.

Siedzimy w przytulnym mieszkaniu Anny i Marcina*, zachwycamy się specjalnością pani domu – francuskimi naleśnikami w sosie pomarańczowym, czarna kotka przemyka tu i tam. Przez pierwszą godzinę opowieść o życiu rodziny „przed” i „po” należy do Anny. Marcin, na którego twarzy nie widać śladów po wieloletnim piciu, słucha spokojnie.

Zakład

– Jeszcze nie byliśmy małżeństwem, a już wiedziałam, że coś jest nie tak. Na przykład na przepustki z wojska przyjeżdżał po alkoholu. Ale to się wydawało wtedy normalne. Jak większość kobiet myślałam, że po ślubie to się zmieni. Po ślubie trzeba było przecież dojrzeć. Dla mnie właśnie wtedy okres rozrywkowy się skończył. Umiałam się odciąć od tego stylu, a mąż – niestety nie – wspomina Anna. Marcin cały czas twierdził, że jak tylko będzie chciał, to przestanie pić. – Jeszcze w technikum założyliśmy się, że przez miesiąc w ogóle nie będę pił, a ona nie będzie paliła papierosów. Cały lipiec byłem trzeźwy. Ale już 1 sierpnia wszyscy koledzy stali i czekali. Piłem prawie cały miesiąc, ale Ani udowodniłem, że nie jestem alkoholikiem, że nie mam problemu z alkoholem – opowiada Marcin. – Gdybym wtedy była emocjonalnie zdrowa, miała wyższe poczucie wartości, inne zachowania z wyniesione domu, byłby to dla mnie ostry sygnał ostrzegawczy – komentuje Anna. Nie był. Potrzeba było lat.

Już mało rozrywkowe

– Tkwiłam w tym związku, a wszystko było podszyte lękiem, wstydem, strachem, że sama sobie nie poradzę. Dlatego przez tyle lat nie szukałam pomocy – tłumaczy żona. – A to wcale nie było lekkie: jest rodzina, jest dziecko, mieszkamy na 36 metrach, mąż pije. Ciągły lęk o to, czy on dzisiaj przyjdzie do domu, czy przyjdzie trzeźwy, a jak przyjdzie trzeźwy, to czy nie pójdzie pić. Całe życie osoby współuzależnionej kręci się wokół alkoholika. Robiłam rzeczy, których nie powinnam mu już robić! Pranie, gotowanie – tak jak żona. Wydawało mi się na przykład, że jak ugotuję dobry obiad, to on nie pójdzie pić. Dopiero w Al-Anon (wspólnota krewnych i przyjaciół alkoholików) dowiedziałam się, że robiłam błąd. Zresztą taki sam, jaki robi prawie każda osoba współuzależniona – mówi Anna. – A ja w tamtym czasie wykorzystywałem to. Miałem komfort picia. Żona wszystko mi podawała na tacy: jedzenie, ubranie, śniadanie do pracy, budzenie na nockę. W sytuacjach, kiedy mógłbym stracić pracę, Ania pomagała mi, żebym do tej pracy poszedł. Wiedziałem, że zawsze mogę przyjść, nikt mi drzwi nie zamknie. Zresztą uważałem, że jestem jedynym żywicielem rodziny i wszystko mi wolno – opowiada Marcin. Przyznaje, że ten sposób „funkcjonowania alkoholowego” wyniósł z domu rodzinnego. – Kiedy byliśmy narzeczeństwem, obiecałem Ani, że w naszym domu nigdy nie będzie alkoholu i przemocy. A w końcu zrobiłem tak, że było jeszcze gorzej – mówi. – Był okres, że wstydziłam się na klatkę wyjść, żeby się z sąsiadem nie spotkać. A to przecież śmieszne. Przecież w naszym bloku wszystko i tak było słychać – mówi Anna. Zmiana zaczęła się od spotkania dawnej przyjaciółki, która zaprosiła ją do Klubu Abstynenta. – Nic mi nie mówiła o żadnej grupie, tylko, żebym przyszła w piątek, grają tam w chińczyka. Poszłam – wspomina Anna.

Powolutku, małymi kroczkami

W Klubie trafiła na grupę Al-Anon. – Tam znalazłam ludzi, którzy rozumieli, co przeżywam. I miałam od nich ciągłe wsparcie. W każdej chwili można było zadzwonić. Taka przyjaźń – opisuje strzelecką grupę Anna. – Wprawdzie, gdy przyszłam na spotkanie grupy, to już czułam, że muszę sama w sobie coś zmienić. Ale wiele dziewczyn przychodzi z myślą, żeby to mąż się zmienił i przestał pić. Tymczasem podstawowa prawda jest taka: jak ty się zaczniesz zmieniać, to w twoim domu też się zacznie zmieniać. Usłyszałam, że moje zachowania, kiedy Marcin pił, też były chore. Musiałam skończyć z dawaniem mu komfortu, ułatwianiem picia – podkreśla Anna. To nawet nieźle brzmi. Ale w konkretach… – Przestałam gotować, prać. Kiedy zdarzało się, że mąż przyszedł i leżał w przedpokoju, to go nie podnosiłam. Mimo, że w domu już było małe dziecko, nasza córka. Żeby poczuł skutki swojego zachowania. Jednym z trudniejszych „zadań” było niebudzenie do pracy. Wydawało mi się, że jak go nie obudzę, to on tę pracę straci. Raz wezwałam policję. I tak, tymi małymi kroczkami, powolutku doszliśmy do tego, że po półtora roku od mojego wstąpienia do Al-Anon Marcin podjął decyzję o terapii – opowiada. 11 stycznia 2004 roku przestał pić. Przez wcześniejsze dwa tygodnie – jak dzisiaj opowiada – „chlał” dzień po dniu. – Przez lata mówiłem, że nie mam problemu. Przecież alkoholik to menel pod sklepem, a nie ja. Ja trenuję, gram w IV lidze, nie jestem alkoholik. Ale zacząłem odczuwać konsekwencje zachowania Ani. Kiedy z gminnej komisji ds. przeciwdziałania alkoholizmowi dostałem skierowanie na terapię, powiedziałem, że nie ma problemu. Pójdę i udowodnię, że nie jestem alkoholikiem – wspomina ten moment Marcin. W czasie terapii zrozumiał, że jednak problem z alkoholem ma.

Abstynencja to nie wszystko

– Wielu ludzi myśli, że jak przestaną pić, to już wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie dobrze. Dopóki nie zrobi się z sobą porządku, nie rozliczy się z przeszłością, nie pozna Siły Wyższej. Ja przez siedem lat już nie piłem, ale właściwie nie robiłem z sobą nic. Chodziłem na mityngi AA, mówiłem, że nie piję i że jest OK, ale nie było OK. W domu ciągle awantury, w pracy kombinowałem, oszukiwałem. Byłem trzeźwy, ale coraz gorszy. Wtedy Anna mi powiedziała, że mam się bać Boga. Odpowiedziałem, że nic takiego nie ma. Że ja jestem Bóg. Ja wiem najlepiej i nie mam żadnych wad – mówi Marcin. Małżonkowie podkreślają, że głęboka przemiana zaczyna się wtedy, kiedy rozpocznie się pracę wewnętrzną nad sobą – w ruchu AA i Al-Anon wyznaczaną przez tzw. 12 kroków. Jednym z fundamentów tej pracy jest uznanie Siły Wyższej nad sobą. Boga, bez nazywania Go po imieniu, bo w ruchu uczestniczą ludzie różnych religii i wyznań. – Mój przyjaciel powiedział mi, że jedyną rzeczą, jaką mam wiedzieć o Bogu, jest to, że ja nim nie jestem – wspomina Marcin kolejny ważny moment w życiu. Wtedy zaczął się modlić. – Musiałem przełamać się, zmierzyć ze swoją pokorą i uklęknąć. To jest dosłownie „złamanie kolan”. Najpierw czekałem aż Ania zaśnie, potem klękałem do modlitwy – mówi Marcin.

Grupa, Siła, Bóg

– Tu nie ma nagłych cudów, przełomów. To są lata pracy duchowej według 12 kroków. Ale mogę uczciwie powiedzieć, że w Al-Anon odkryłam Boga. Nie powiem, że wcześniej w Boga nie wierzyłam. Ja wiedziałam, że ktoś ten świat stworzył, ale nie zwracałam się do niego o pomoc. Na początku tą Siłą Wyższą, wsparciem istniejącym poza mną, była dla mnie grupa. Gdy uwierzyliśmy w Boga, to zapragnęliśmy sakramentów – podkreśla Anna. – Ciągle szukałem, czy ten Bóg, o którym mówimy, to ten, o którym się od dziecka uczyłem. Chodziliśmy na Msze, ale tego najważniejszego nam brakowało. Tego Jezusa w sercu – dodaje Marcin. Nic nie stało na przeszkodzie, by wzięli ślub kościelny. Dwa lata temu w kaplicy Barki udzielili sobie sakramentu małżeństwa. – Dzięki doświadczeniu, które przeszliśmy, sami lepiej rozumiemy innych: alkoholików, więźniów, bezdomnych – podkreśla Anna. Marcin prowadzi otwarte mityngi AA w strzeleckich więzieniach, w Barce, w ośrodkach wychowawczych, czasami Anna mu towarzyszy. Udzielają w swoim mieszkaniu gościny bezdomnym. – Kiedy przekazuje się odkryte prawdy o sobie i Bogu innym, wtedy człowiek sam się utwierdza w tej drodze. Nie można się zatrzymać. Trzeba stale iść do przodu – puentuje Marcin. Anna jest w Al-Anon od 19 lat, Marcin od 17 lat nie pije i jest w AA. • * Zgodnie z zasadami ruchu Anonimowych Alkoholików moi rozmówcy pozostają anonimowi.

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.