Dom dla chcących zacząć nowe życie

ak

publikacja 17.06.2022 23:45

Dzisiaj w Dylakach został oficjalnie otwarty i pobłogosławiony Dom Nadziei.

Dom dla chcących zacząć nowe życie Bp Andrzej Czaja błogosławi Dom Nadziei w Dylakach. Andrzej Kerner /Foto Gość

Wraz z biskupem Andrzejem mamy takie przekonanie, że właśnie Boża opatrzność wskazała nam to miejsce, ten dom - powiedziała s. Aldona Skrzypiec SSpS, jałmużniczka biskupa opolskiego, przed dzisiejszą (17 czerwca) uroczystością pobłogosławienia i oficjalnego otwarcia Domu Nadziei w  Dylakach k. Ozimka.

Spory, dwupiętrowy dom i drugi, mniejszy, budynek przy ul. Szkolnej w Dylakach to były klasztor i ośrodek rekolekcyjny sióstr sercanek.  Obecnie stał się drugim Domem Nadziei - po opolskim, który jest domem dziennego pobytu i wsparcia dla osób bezdomnych. W domu w Dylakach będą mogły zamieszkać osoby chcące wyjść z kryzysu bezdomności, które chcą lub mają szansę podjąć pracę, ustabilizować swoją egzystencję, zmienić ją.

- Założenie działania tego domu jest przede wszystkim takie, że nie świadczymy żadnych usług i nie pracujemy w oparciu o projekty. To posługa miłości, z dobrego serca, z czystych intencji. Wsparta dobrym sercem wielu dobrodziejów - mówił w kazaniu podczas Mszy św. w kościele pw. św. Antoniego w Dylakach bp Andrzej Czaja.

W kościele zgromadzili się wolontariusze Domu Nadziei, jego przyjaciele i dobrodzieje, księża związani z posługą osobom bezdomnym i zmarginalizowanym, także kapelani więzienni oraz parafianie z Dylak. - Miejcie świadomość wielkości dzieła, które kształtujecie. To jest Boże dzieło. Im więcej po Bożemu budujemy, tym bardziej Pan Bóg błogosławi. Owszem, musimy być świadomi, że moce ciemnością mogą czasem uderzyć w samo centrum Bożego dzieła, żeby zniszczyć chociażby jedność, jednomyślność. Działanie Boże wyraża się nade wszystko tym, że tam ludzie nie tylko otrzymują lub dają, ale tam jest wymiana darów. Wszystko spaja w tym domu bycie z sobą razem, bycie dla siebie - mówił biskup opolski do przyjaciół, wolontariuszy i dobrodziejów Domów Nadziei.

Organem prowadzącym Dom Nadziei w Dylakach jest diecezja opolska, jednak - jak informuje s. Aldona - został kupiony i utrzymuje się, podobnie jak Dom Nadziei w Opolu, tylko dzięki wsparciu finansowemu przyjaciół i dobrodziejów. - Boża opatrzność działa - mówi jałmużniczka biskupa opolskiego. Biskup Czaja podczas Mszy św. dziękował także zgromadzeniu sióstr sercanek za przekazanie domu. - Z pewnością wart jest więcej niż mamy spłacić - mówił.

- Dom został kupiony za milion złotych. Cena została rozłożona na raty przez 10 lat. Pierwszą ratę - dzięki naszym darczyńcom - już zapłaciliśmy i dlatego mogliśmy ruszyć z Domem - informuje s. Aldona.

W marcu w Domu Nadziei w Dylakach zamieszkały dwie siostry ze Zgromadzenia Misyjnego Sióstr Służebnic Ducha Świętego - s. Aldona Skrzypiec i s. Aleksandra Huf, dzięki decyzji przełożonej prowincjalnej s. Dolores Zok, która była pierwszą jałmużniczką biskupa opolskiego (do czasu wyboru na siostrę prowincjalną).

Siostry zajmują jedną z trzech kondygnacji, nie licząc poddasza, na której - obok pokojów sióstr - znajduje się także kaplica pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Takie wezwanie nosi też Dom Nadziei w Dylakach. W domu "pomocniczym", który dawniej służył grupom rekolekcyjnym, przyjętych zostało w marcu ponad 20 uchodźców z Ukrainy. Obecnie mieszkają już gdzie indziej lub wrócili do swojego kraju.

- Dom Nadziei w Opolu jest miejscem spotkań z bezdomnymi z całego kraju. Myślę, że właśnie z tych spotkań zrodziło się pragnienie takiego domu, który jest w Dylakach. To rodzaj "drugiego kroku". Kiedy spotykamy osoby, które chcą wyjść z bezdomności, to widzimy, że "spod mostu" - jest ciężko. Bez terapii - jest ciężko. Dla takich właśnie osób - chcących stanąć na nogi, podjąć pracę, zacząć nowe życie - jest ten dom. Chodzi o stworzenie tu wspólnoty życia. Dlatego razem z s. Aleksandrą tu mieszkamy. Obecnie w domu mieszka dwóch panów. Mamy część wspólną - kuchnię i jadalnię - mówi s. Aldona.

W Domu Nadziei znajdzie miejsce ok. 8-10 osób. - Chodzi nam o to, żeby to był dom, a nie noclegownia czy instytucja na większą skalę - podkreśla siostra jałmużniczka.