Ujmujący apostolat dobroci

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 30/2022

publikacja 28.07.2022 00:00

Ich misją jest bycie pośrodku świata, by przypominać o bliskości, czułości i miłosierdziu Pana Boga.

▲	Siostra Hiacynta. ▲ Siostra Hiacynta.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Wśród gości uczestników XXVI Święta Młodzieży były dwie małe siostry Jezusa – Justyna i Hiacynta. Międzynarodowa Fraternia Małych Sióstr Jezusa, założona w Algierii w 1939 r. przez Magdalenę Hutin, jest jednym z wielu zgromadzeń, które powstały z inspiracji życiem i duchowością niedawno kanonizowanego św. Karola de Foucauld (1858–1916).

Ich codzienność można opisać następująco: życie kontemplacją w świecie, niesienie orędzia Bożego Narodzenia, prostota, dziecięctwo Boże i braterstwo, wypełnianie apostolatu dobroci i przyjaźni, dobrego sąsiedztwa i koleżeństwa w pracy. Mają tak żyć, jakby były młodszymi siostrami Jezusa, które naśladują starszego Brata – swój jedyny wzór.

Blisko ludzi

Siostra Hiacynta pochodzi z Żędowic, a Góra św. Anny należy do ważnych miejsc w jej życiu. Pamięta spotkanie z papieżem Janem Pawłem II na annogórskich błoniach w 1983 r., pamięta też pierwsze Święto Młodzieży i niemało kolejnych, bo jako studentka, a później katechetka przywoziła na nie młodzież z parafii. Małe siostry Jezusa poznała po studniówce, a wstąpiła do nich 17 lat później.

– Żyjemy w zwykły sposób i podobny do tego, jak żyje każdy z was. Jedynie wśród zgromadzeń zakonnych możemy wyróżniać się tym, że nie prowadzimy żadnego apostolatu. Chcemy żyć kontemplacyjnie w świecie. To znaczy, że priorytetem dla nas jest dbałość o relację z Panem Jezusem, o zażyłą przyjaźń z Nim. Chcemy doświadczeniem miłości Pana Boga dzielić się z innymi – mówi s. Hiacynta.

Małe siostry nie mieszkają w klasztorze, ale pomiędzy ludźmi. – Jesteśmy dla innych zwyczajnymi sąsiadkami i koleżankami z pracy. Wybieramy cichą obecność wśród innych. Żyjemy w kilkuosobowych wspólnotach. W Polsce mieszkamy w mieszkaniach w bloku czy kamienicy albo w małych domkach. Zawsze jeden pokój jest kaplicą, czyli należy do Pana Jezusa, Gospodarza domu i Centrum naszego życia. Wybieramy takie miejsca, które nie cieszą się dobrą sławą. Staramy się być w dzielnicach, w których inni niekoniecznie chcą mieszkać, w których nie ma innych zgromadzeń. Wtedy pośród tych ludzi jest Jezus Eucharystyczny, a Jego miłość na nich promieniuje – opisuje mała siostra.

Utrzymują się z tego, co zarobią w pracy. Bez względu na to, jakie mają wykształcenie, wybierają proste prace fizyczne, niewymagające szczególnych kwalifikacji. – Chcemy być blisko zwyczajnych, prostych ludzi, żyć ramię w ramię z nimi. Chcemy dzielić ich los, by stać się wszystkim dla wszystkich i dać im poznać Bożą czułość. Chcemy burzyć wszelkie mury i bariery, które nas oddzielają od innych. Jeśli będziemy proste jak dzieci, to będą możliwe nasze bratersko-siostrzane relacje – podpowiada s. Hiacynta.

Wyciągnięte rączki Dzieciątka

W kaplicach ich domów przez cały rok można zobaczyć figurkę Dzieciątka Jezus z wyciągniętymi rączkami. To wzór tego, w jaki sposób chcą być z ludźmi – z otwartością, bez pouczania i oceniania.

– Dopiero po dłuższej znajomości, kiedy ludzie czują, że ich akceptujemy takimi, jakimi są, możemy dać braterskie upomnienie, z miłością – mówi s. Hiacynta. Szukają pracy w środowiskach dalekich od Kościoła, tam, gdzie nie dociera zorganizowane duszpasterstwo. Pracują w fabrykach, na plantacjach, kiedyś nawet w cyrku. Siostra Justyna przez rok pracowała w cateringu. Kiedy firma zbankrutowała, znalazła pracę w kuchni centralnej, gdzie przez osiem godzin dziennie obierała warzywa.

Z kolei s. Hiacynta przez sześć lat była listonoszką. To wszystko ma głębszy sens. – Na co dzień doświadczałam tajemnicy Nawiedzenia, w bardzo dyskretny sposób. Wchodziłam na klatkę i w duchu mówiłam „Pokój temu domowi”. Kiedy wrzucałam listy do skrzynek, myślałam o tych konkretnych osobach. Szłam do nich z Jezusem, bo przed pracą albo byłam na Eucharystii, albo miałam godzinę adoracji w ciszy – opowiada s. Hiacynta. Mówiła też o swoistym napięciu, które cechuje ich sposób życia. – Im bardziej kocham Jezusa, a moja relacja z Nim jest ściślejsza, tym większe mam pragnienie, by świadczyć o Nim i zanosić Go ludziom. A im bardziej jestem zanurzona w życie sąsiadów, koleżanek i kolegów z pracy z wszystkimi ich doświadczeniami i problemami, tym mocniej pragnę zanosić ich i ich ciężary Jezusowi na adoracji – podkreśla mała siostra.

– W pracy na początku obrywałam za wszystko co związane z Kościołem. Później ludzie się przyzwyczajają i można doświadczać piękna spotkań. Raz usłyszałam od kolegi z pracy: „Dzięki tobie mogliśmy zobaczyć inne oblicze Kościoła”. Pan Bóg dał mi raz usłyszeć te słowa. One wystarczą mi już do końca życia, bo odkrywają, że mój sposób życia, który pozornie jest bez sensu, ma sens – dzieli się s. Hiacynta.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.