O wymagającej miłości do bezdomnych mówi kleryk Remigiusz Kik, który posługuje w Domu Nadziei w Opolu.
Jest alumnem w Wyższym Międzydiecezjalnym Seminarium Duchownym w Opolu. Anna Kwaśnicka /Foto Gość
Anna Kwaśnicka: Jak trafiłeś do Domu Nadziei?
Kleryk Remigiusz Kik: Pochodzę z diecezji tarnowskiej. Jestem Łemkiem z Karpat. Rok temu bp Andrzej Czaja przyjął mnie do diecezji opolskiej. Wiedział, że wcześniej pracowałem z ubogimi, więc w ramach początkowej formacji najpierw skierował mnie do Domu Miłosierdzia w Otmuchowie, a w dniu wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy od rana zajmowałem się sprowadzeniem do Polski moich krewnych i przyjaciół, przyjechał i zaproponował mi posługę w Domu Nadziei w Opolu. Zgodziłem się i po kilku dniach zamieszkałem w seminarium. Od 1 marca co dnia jestem w Domu Nadziei. Dobrze mi tutaj. Pokochałem ludzi, z którymi tworzę rodzinną wspólnotę. Tak naprawdę już od 10 lat jestem blisko ubogich. To ważna część mojego życia.
Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.