Góralskom muzyke mom we krwi

Andrzej Kerner Andrzej Kerner

publikacja 26.01.2023 18:20

- Dla mnie góralska mowa, zwyczaje i muzyka góralska to jest największa świętość - w rocznicę urodzin legendarnego Sabały przypominamy opowieść jego prawnuka ks. Józefa Krzeptowskiego.

Góralskom muzyke mom we krwi Ks. Józef Krzeptowski w góralskiej kapeli na weselu siostrzenicy Hanki w Witowie. repr. Andrzej Kerner /Foto Gość

Dzisiaj, 26 stycznia przypada 214. rocznica urodzin słynnego Sabały - górala, przewodnika tatrzańskiego, muzykanta, gawędziarza i pieśniarza, o którym pisali m.in. Sienkiewicz, Witkiewicz czy Jalu Kurek. Przypominamy (Gość Opolski nr 1/2008) opowieść jego prawnuka ks. Józefa Krzeptowskiego (zm. 2017), który był proboszczem w Modzurowie.

Jan Krzeptowski „Sabała" miał czterech synów, a mieszkał w Zakopanem na Starych Krzeptówkach, gdzie do dziś stoi jego dom. – Jeden jego syn  Jan przisedł do Dzianisza, jak rozparcelowali dwór, kupił pole, tam się osiedlił, załozył rodzinę. Jan miał 3 synów, jeden zmarł  mając 20 lat, jeden pojechał  do Ameryki, a trzeci to był mój ojciec, juz tyz zmarł. Ja miałem dwóch braci, juz nie zyjom, siostra tez nie zyje, sam zostałem – mówi ks. Józef Krzeptowski, emerytowany proboszcz parafii Trójcy Świętej w Modzurowie, w prostej linii prawnuk legendarnego „Sabały”. Ksiądz opowiada o swoim życiu, o związkach z górami i z góralską kulturą. Raz  mówi gwarą góralską, raz literackim językiem polskim. Jego piękną góralską mowę zapisywałem fonetycznie, starając się oddać jej brzmienie jak najwierniej, choć pewnie popełniłem jakieś błędy, które niech mi górale i Tatry wybaczą.

Baca, co został juhasem

Przez 30 roków byłem w Modzurowie bacom. Bacowałem tu na tej piyknej ziemi śląskiej i starołem się być jak nojlepsym bacom bom wiedział, ze jak baca dobry to i owiecki som lepse. A teroz już nie jestem bacom, teroz jestem juhasem, pomocnikiem bacy i siedze w tym sałasie domu katechetycnego w Modzurowie. Mom duzo casu. Siedzem i myślem. Tak jak to pedzioł jeden baca: co robicie jak mocie cas? – Jak mom cas to siedzem i myślem. – A jak ni mocie casu? – A to ino siedzem. Siedzem i myślem, starom się pomagać innym księdzom w dekanacie i poza dekanatem. Zeby się nie zasiedzieć. Zeby sie nie zamyśleć. Staram sie być spokojny, zyć radośnie, zeby kazdy dzień przezyć radośnie, z tóm nadzieją, z ufnością, ze istnieje Bóg, ze Bóg jest miłościom, z tym zaufaniem, ze mnie kocha, ze sie mną opiekuje, ze nic bez woli Bożej się nie dzieje w życiu i dlatego całe życie Mu powierzyłem. I śmierć. Nie boje się śmierci, bo śmierć to będzie najpiękniejsza chwila. No i nie myśle ani o przeszłości – bo to już ni ma sensu, bo już nic nie da sie naprawić. Nie myśle o przyszłości, bo nic nie wymyślem i nie ułoże tak jak ja myśle, nie przewidze przyszłości. Zyje tym dzisiejszym dniem, aby go dobrze przezyć, na większą chwałę Bożą.

Jak się na Śląsku znalazłem?

Chciałem być księdzem, ale w Krakowie w seminarium mnie nie przyjęli. Było za dużo powołań w tym czasie. To były jakieś wyjątkowe czasy. Jedźze do Nysy dziecko, powiedział mi ksiądz z krakowskiego seminarium.W Nysie mnie przyjął ks. rektor Tomaszewski, tu skończyłem seminarium i poszedłem na pierwszą placówkę do Zawadzkiego, tam byłem wikarym jeden rok, nastepnie 7 lat byłem wikarym w Nasiedlu, potem 10 lat proboszczem w Jakubowicach koło Branic, no i od 1976 do 2005 proboszczem w Modzurowie, 30 lat bez dokładnie sześciu miesięcy.

O góralskiej mowie

Gwara góralska, góralska mowa i ten akcent mi zostały we krwi. Czasem nieraz  na ambonie mi to wyskoczyło, to chrząknałem, poprawiłem się. Wstydziłem się tego. Po po jednym słowie, nie widząc człowieka, poznam czy to góral czy nie góral. Nikt nie wypowie tak „Scynść Boze!!” jak góral. Z takim akcentem, z taką wymową.  My górale się poznajemy po akcencie, tego akcentu nikt nie podrobi, żaden aktor. Raz sliśmy z kolegami do Morskiego Oka, a ja byłem nie po góralsku ubrany, tylko po cepersku. Tam jedna góralka sprzedawała oscypki i tak mówi: a panocku, a kupcie se oscypki. A jo widzioł, ze to oscypek fałsowany bo jo się na oscypkach znom! I jej tak odpowiedziołem: Wiecie co? Byście nie przynosili wstydu z  tymi oscypkami, bo sprzedajecie fałsowane oscypki, a ktoś to kupi i wypluje i takom opinie o oscypku wyniesie stond! A ona: Wyście górol? A toście nie powinni tak godać. No i posli my dalej, śmiali my się, ale tak to było. Po góralsku jak się wchodzi do domu to się mówi: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! A „Scynść Boze” to się ino godo jak ktos pracuje. Niektórzy do mnie próbowali „po góralsku” mówić bo ja góral. A mnie to obrażało, bo to nie była góralska mowa. To było dla mnie jakby naśmiewanie , profanacja, bo dla mnie góralska mowa, zwyczaje i muzyka góralska – to jest największa świętość.

O góralskich portkach

Za mojej młodości wszyscy chodzili ubrani po góralsku. Nie do pomyślenia było, zeby jakiś górol nie po góralsku sie ubrał! Mój dziadek w takich szmacianych portkach (tu ksiądz pokazuje na swoje spodnie –przyp.AK) nigdy w zyciu nie był ubrany. Mój ojciec by sie spalił ze wstydu jak by miał w smacianych portkach się pokazać. Opowiem taki fakt. Po I wojnie światowej, mój krewny Pitoń, on mieskał w Kościeliskach, jechał do Poznania kupić ziemie.Ale w Poznaniu nie fcioł sie pokazać po góralsku, a tu z kolei nie mógł sie w szmacianych portkach pokazać. No i wymyślił tak, że posedł na pociąg w góralskich portkach i tak jechał aż do Chabówki, tam juz końcy sie Podhale. Kupił u krawcowej smaciane portki i wciągnął je na swoje góralskie i tak pojechał dalej. Kupił te gospodarke, ale z powrotem jak dojezdzał do Nowego Targu to fcioł te smaciane portki sciągnąć. Siedzioł w przedziale z jedną paniusią, ale zacoł ściągać, a paniusia widzi, ze coś białego mo chłop pod portkami, odwróciła się, bo myśli ze to kalesony i krzycy: co on robi, co on robi! Tak to było. Taki był głęboki folklor. A jak obraz Matki Boskiej szedł, w roku 1967 to wszyscy byli po góralsku. Tylko ci kapusie, milicjanci chodzili w zwykłych portkach i juz wszyscy wiedzieli, kto jest kto.

O góralskiej muzyce

Ja jestem strasznie za góralską muzykom. Gdyby tu gdzieś u w okolicy zagrali góralską muzyke to na pieso , na kolanach bym sedł zeby posłuchać. Tak jesce mom jom we krwi. Nigdzie tak góralskiej muzyki nie przeżywają jak ci górale w Chicago. Mam tu ich kasety, słucham ich. Jak oni tam piyknie grajom, śpiewajom. Niektórzy co nawet tam się urodzili to tak piyknie mówiom po góralsku, po mieście Chicago chodzą ubrani po góralsku. Choć jednak ta muzyka nie brzmi nigdzie tak jak w górach. To jest jednak muzyka gór. Casem tak se śpiewam po góralsku, przygrywam se nawet. Mam tutaj te gęślicki (skrzypce) i grom se trosecke na nich. Ale teraz juz przestalem, bo mieszkam za blisko drogi, a ja jestem taki amator, nie gram dobrze, nie kce zeby ktoś to słysał.

O tańcu góralskim i bójkach

Dawniej nie trzeba było wielkiej sali, remizy na zabawe. Zbierali się w jakiejś izbie z byle jakiego powodu, czterech muzykantów – trzech na gęślach, jeden na basie. No i tańcyła tylko jedna para! Ten który kciał tańczyć nie mógł sam wybrać se partnerki tylko wyskakiwał ku muzykom i spiewoł tak (ksiądz śpiewa): Jo se ide tońcyć, wy muzycy grojcie! A wy mi koledzy dziewcyne zwyrtojcie! Najgorzej było jak dwóch wyskocyło razem ku muzykom. Z tego się brały bójki.Jeden mówi: ty ustąp, drugi mówi: a ty ustąp! Jak byli koledzy to sie dogadali, ale jak mieli juz coś ze sobą na pniocku to bójka gotowa. A jesce jak byli z dwóch wsi, to zaraz sła wieś na wieś. O tyn głupi taniec! I były bójki, zabójstwa i morderstwa były. Teraz juz sie to skoncyło. Teraz nawet do góralskiej muzyki tańcy wiele par. Młodzież góralska woli dyskoteke, muzyka góralska już ich tak nie pociąga. Jak mnie zapraszaja na wesele góralskie to jadę zeby posłuchać góralskiej muzyki, a tu tylko dyskoteka i dyskoteka. To wracam zawiedziony: po co ja tam byłem? I to wszędzie tak jest. Która tu na Śląsku kobieta chodzi w długich spódnicach? A jeszcze pamietam jak tu stare omy jeździły w długich spodnicach na rowerze.

O kochaniu Tatr i jak się Tatry wyrzekają

Ja jestem wyrwany z korzeni góralskich, jak ci z Chicago. Ale musze przynajmniej kilka razy w roku jechać pokłonić się górom, bo ogromnie kocham te Tatry. Choć one się mnie wyrzekły. Jak to ktoś powiedział: kto się wyrzekł Tatr, tego Tatry sie tez wyrzekają. Dlatego własnie jak przyjeżdzam w Tatry to coś sie źle cujem. Ciśnienienie mi sie podnosi i tak mi niedobrze jest. Choć ogromnie Tatry kocham, i to mi jest przykro. Ale musem tam być.