Załoga obozów

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

Kto zarządzał stalagami w Lamsdorf? Kim byli komendanci, pracownicy administracji czy strażnicy?

Maria Bula. Maria Bula.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Ludziom, którzy podjęli różne funkcje i zadania w obozach jenieckich, przygląda się doktorantka Maria Bula z działu naukowego CMJW. – Na co dzień w centrum naszej uwagi są jeńcy wojenni. Dzisiaj będzie inaczej, przyjrzymy się drugiej stronie – zapowiedziała Renata Kobylarz-Buła na początku spotkania pt. „Służba jak każda inna? Załoga obozów jenieckich Lamsdorf w latach 1939–1945”, które odbyło się 4 października w Łambinowicach.

Wojskowi i cywilni

Praca naukowa Marii Buli ma swój początek we wnikliwym przeglądaniu księgi pamiątkowej mjr. Waltera Kühna, jednego z komendantów. – Otrzymał ją w 1942 r. od swoich podwładnych na pamiątkę służby w Lamsdorf. W jej pierwszej części są zdjęcia obozu z lat 1941–1942. W drugiej części – dla mnie ciekawszej – fotografie 20 osób z personelu obozowego. To mężczyźni w mundurach Wermachtu. Dzięki podpisom mogliśmy nazwiskom nadać konkretne twarze, co pozwoliło mi rozpocząć badania – wyjaśniła Maria Bula. – Mówimy o ogromnej grupie ludzi. Oprócz komendanta pracowali tu jego adiutanci, którzy mieli swoich zastępców. Potrzebnych było wielu strażników i pracowników biurowych. Działało kilka referatów, w których pracowało po kilkadziesiąt osób – pracowników wojskowych i cywilnych – wyliczyła doktorantka. W swojej pracy krok po kroku odkrywa historie konkretnych ludzi z załogi stalagów, z których wielu na co dzień decydowało o życiu i śmierci jeńców. Stawia też pytanie o to, co działo się z nimi po wojnie, czy ponieśli jakiekolwiek konsekwencje.

Poczet komendantów

– Komendantami z reguły zostawali starsi mężczyźni, niezdolni do czynnej służby na frontach, często wątłego zdrowia, kalecy. Byli kierowani przez dowódców do stalagów, które nadzorowali z mniejszą lub większą skutecznością. Dla jednych to zadanie było karą, fakt, że już nie są wysyłani do zadań na froncie, a dla innych – raczej nagrodą – tłumaczyła.

Doktorantka zaprezentowała sylwetki konkretnych komendantów, a wśród nich płk. Ludwika von Poschingera, który miał 71 lat w momencie objęcia dowództwa nad obozem; mjr. Josepha Messnera, który został zapamiętany zdecydowanie negatywnie m.in. przez powstańców warszawskich – jako ten, który utrudniał jeńcom życie, poddawał ich katorżniczej pracy, nieludzkiemu traktowaniu, dając w ten sposób ujście osobistym frustracjom czy wspomnianego mjr. Waltera Kühna, rolnika. To on zarządzał obozem zimą w latach 1941–1942, kiedy jeńcy mieli najgorsze warunki – spali w wykopanych przez siebie ziemiankach, byli źle ubrani, niedożywieni. To wszystko spowodowało bardzo wysoką śmiertelność. Tymczasem według samego mjr. Kühna zrobił on wszystko, aby zapewnić jeńcom godne warunki. Opinii tej nie potwierdzają fakty. Wśród komendantów był też Czech mjr Franz Trnka. – Był pracownikiem zadaniowym, dlatego na przestrzeni trzech lat na polecenie dowództwa służył w ośmiu stalagach i oflagach. Dbał o jeńców i nie tolerował wobec nich przemocy. W efekcie starano się, by informacje o biciu jeńców czy znęcaniu się nad nimi po prostu do niego nie docierały – powiedziała prelegentka.

Okazuje się, że u końca tworzonych przez Marię Bulę biogramów powtarzają się stwierdzenia, że komendanci po zakończeniu wojny wracali do domów, nigdy nie zostali osądzeni, nie ponieśli żadnych konsekwencji wynikających z pełnionych w stalagach Lamsdorf funkcji.

Spojrzenie

Najliczniejszą grupą byli strażnicy. – Z reguły ci starsi, którzy często sami przeżyli niewolę podczas I wojny światowej, traktowali jeńców nieco łagodniej. Z kolei młodsi często byli brutalni i nie stosowali się do ogólnego zakazu znęcania się nad jeńcami. Ważne jest to, że strażnikiem można było zostać od 21. roku życia, ale za zezwoleniem opiekuna mogli to być już nawet 17-latkowie. Służba w obozowych warunkach musiała być dla tak młodych ludzi mocno obciążająca psychicznie – zauważyła M. Bula.

W gronie cywilów w Lamsdorf byli zarówno pracownicy biurowi, m.in. maszynistki i stenotypistki, jak i np. kucharze czy ślusarze. Sam dział administracyjny liczył nawet 48 osób, a tłumaczy językowych w ciągu jednego roku pracowało aż 51. – Ciekawą postacią dla mnie jest Elfriede Hannak. Pracowała tutaj od 1942 r. aż do ewakuacji obozu w styczniu 1945 r. Po czasie napisała książkę ze wspomnieniami. Opisuje, że nie wiedziała, jak ma się zachować wobec jeńców – czy ma spuścić oczy i udawać, że ich nie widzi, czy wręcz przeciwnie – powinna na nich spojrzeć. Ludzkie uczucie – jak sama pisze – kazało jej na nich spojrzeć, odwzajemnić ich pozdrowienie. Ale tego samego dnia kapitan nakazał jej unikać wszelkiego kontaktu z więźniami, wliczając w to również pozdrowienia – opowiadała Maria Bula.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.