Kościół ich zyskał

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 45/2023

publikacja 09.11.2023 00:00

Dla kilkunastu młodych, którzy ukończyli Szkołę Animatora, Ruch Światło–Życie jest mocnym fundamentem.

Z odpowiedzialnością podejmują zadania w parafiach i diecezji. Z odpowiedzialnością podejmują zadania w parafiach i diecezji.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Założeniem Szkoły Animatora jest to, by młodzież młodzieży przekazywała wiarę, by uformowani animatorzy stawali się dojrzałymi chrześcijanami, służyli pomocą w parafiach i brali odpowiedzialność za Ruch Światło–Życie. – Nie mam żadnej wątpliwości, że te cele zostały osiągnięte – zapewnia ks. Łukasz Michalik, diecezjalny duszpasterz Ruchu Światło-Życie.

Biorą odpowiedzialność

Dwuletnią Szkołę Animatora rozpoczęło 25 osób, a ukończyło kilkanaście z nich. – Widzę ich zaangażowanie, widzę, że biorą odpowiedzialność. W wielu sytuacjach wręcz sami domyślają się, co warto jeszcze zrobić i to proponują. Działają w parafiach, organizują czuwania, pomagają nowym księżom, którzy zostają opiekunami ich wspólnot, dzięki temu zapewniają ciągłość tych grup – mówi ks. Łukasz Michalik, który jest też dyrektorem Diecezjalnego Domu Formacyjnego w Raciborzu-Miedoni.

– Animatorzy zaangażowani są również tutaj, w Miedoni. Przyjeżdżają i zajmują się różnymi konkretnymi działkami, które do tej pory były na mojej głowie. Dzięki temu w organizacji wydarzeń oazowych już nie jestem sam. Teraz ksiądz rzeczywiście robi te rzeczy, które do księdza należą, a animatorzy ogarniają wiele spraw dookoła – zapewnia ks. Michalik.

Młodzież sama potrafi ułożyć plan rekolekcyjnego dnia, tak by zawierał wszystkie oazowe elementy, przygotować tematykę spotkań, opracować treść pracy w grupkach, przygotować program czuwania młodzieżowego. – Oni nawet to czuwanie poprowadzą i nie mam żadnych obaw, że coś pójdzie nie tak. Nie bałbym się dać im do poprowadzenia np. konferencji czy warsztatów, bo widzę, że to też już potrafią robić i są chętni – mówi duszpasterz.

Owoce formacji

– W Szkole Animatora otworzyłem się na drugiego człowieka. Nauczyłem się, że nie muszę wszystkiego robić sam. Mogę dzielić się zadaniami, żeby inni też mogli się rozwijać. Mam większe zaufanie do Boga i świadomość, że On w tym wszystkim ma plan. Myślę, że nauczyłem się też takiego wyjścia z siebie, ze swojej strefy komfortu do drugiego człowieka. Kiedy ktoś jest smutny, to daję mu swoją obecność. Kiedy ktoś czegoś potrzebuje, to służę mu. Prowadzę grupki w parafiach, co jest dużym wysiłkiem organizacyjnym i wymaga wiele osobistej modlitwy. Właściwie ciągle uczę się, żeby powierzać Chrystusowi to wszystko, co robię – mówi Franek Hanulewicz, animator z parafii Przemienienia Pańskiego w Opolu.

– Jesteśmy już na studiach we Wrocławiu i w Opolu, więc w miarę możliwości staramy się być na sobotnich spotkaniach w Krapkowicach, ale głównie pomagamy w organizowaniu w parafii nabożeństw i czuwań dekanalnych czy oazowych. Naszym zadaniem jest dobór pieśni i czytań, przygotowanie zarówno planu całego czuwania, jak i dekoracji, a także poczęstunku dla uczestników, który po czuwaniu jest w salkach – opowiadają Julia Pękalska, Zuzia Miłek i Kalina Filus, animatorki z Krapkowic.

Z kolei Bartek Borecki z parafii Ducha Świętego i NMP Matki Kościoła rozwija się jako animator muzyczny. Posługuje na oazowych Mszach św. i czuwaniach, a także komponuje.

– Szkoła Animatora uzdalnia nas do działania w ruchu, ale zostaliśmy animatorami nie tylko oazowymi, tzn. jak w naszej diecezji duszpasterstwo młodzieży Ławka ma jakieś wydarzenie, na którym mogę być animatorem, to tam służę. Zostałem uzdolniony, żeby działać w Kościele – mówi Paweł Bolibrzuch z parafii Przemienienia Pańskiego w Opolu.

Część z uformowanej grupy animatorów już rozpoczęła studia, wyjechała do innych miast. – Młodych formuje się po to, by ich „stracić”. To Kościół ich zyskuje – mówi ks. Michalik. I tak, przykładowo, Zuzia Miłek stawia pierwsze kroki w Ruchu Światło–Życie archidiecezji wrocławskiej, gdzie będzie prowadzić grupkę, a Kalina Filus w wakacje posługiwała na rekolekcjach w centrum ruchu w Krościenku.

– Od dłuższego czasu odżywa w naszej diecezji młodzieżowa gałąź ruchu. Wydaje mi się, że duże znaczenie ma dom w Miedoni – nasze miejsce, w którym czujemy się zakotwiczeni. Papież Franciszek jasno mówi, że młodzież powinna mieć swoje miejsce, w które włoży swoje siły. Rzeczywiście takim miejscem stał się ten dom, choć jeszcze oficjalnie nie jest nazwanym Domem Oazy. Młodzi z chęcią tu wracają, identyfikują się z tym miejscem, czują się tu dobrze – podkreśla ks. Michalik. – To jest nasza oaza, czyli miejsce, z którego możemy czerpać. Tu nie tylko służymy innym, ale też umacniamy się – mówi Julia. – Tak jak w normalnym domu, tak i tutaj, jak coś trzeba zrobić, to robimy, żeby ten dom faktycznie był nasz – dopowiada Paweł. – Co więcej, ten dom cały czas pozostaje dla nas otwarty, nawet poza zorganizowanymi wydarzeniami oazowymi. Jak we wrześniu grałam koncert w Raciborzu i potrzebowałam miejsca na próby, to robiliśmy je tutaj, u ks. Łukasza – wspomina Kalina.

– To cenne, że Szkoła Animatora pomogła nam zbudować wspólnotę między sobą. Przez te dwa lata zdążyliśmy się dobrze poznać i polubić, nauczyliśmy się też ze sobą współpracować – mówi Zuzia.

Miejsce młodych w Walcach

Jednym z owoców jest nowa grupa oazowa, którą Agnieszka Lichoń założyła w swojej parafii w Walcach. – Formację w oazie zaczęłam od wakacyjnych rekolekcji prowadzonych przez ks. Piotra Kłonowskiego, który w mojej parafii był na dwutygodniowym zastępstwie. Zaproponował mi wtedy oazę i pojechałam na nią. Tam ludzie pokazali mi Pana Boga. Byłam akurat po VIII klasie i powoli odchodziłam od Kościoła. Tymczasem na oazie poznałam wspaniałych ludzi, którzy są blisko Pana Boga i sama do Niego się zbliżyłam – wspomina. – Potem miałam trudności, żeby się formować w ciągu roku, więc jeździłam na spotkania do Krapkowic. Jednak nie zawsze był ktoś, kto mógł mnie tam zawieźć. Brakowało mi też czegoś dla młodzieży u mnie w miejscowości – przyznaje Agnieszka. – Na trzecim stopniu Oazy Nowego Życia, który przeżywałam w Krakowie, ks. Łukasz Michalik zaproponował mi, żebym założyła oazę w Walcach. Wróciłam do domu i ta myśl we mnie pracowała. Pozostali oazowicze z rekolekcji zapewnili mnie, że przyjadą poprowadzić pierwsze czuwanie – opowiada.

– W końcu się zdecydowałam i poszłam do księdza proboszcza. Zapytałam go wprost, czy zakładamy w Walcach grupę oazową? A ksiądz tak po prostu się zgodził. Odbyło się pierwsze czuwanie i sporo osób zaczęło przychodzić na cotygodniowe spotkania – mówi Agnieszka Lichoń. – Czuję się trochę odpowiedzialna za młody Kościół w Walcach, ale mam wsparcie oazowiczów, księdza proboszcza i rodziny. Na tamtym pierwszym czuwaniu ksiądz zadał mi pytanie, dlaczego chciałam tej oazy? Odpowiedziałam, że to, co otrzymałam w ruchu chciałabym przekazać innym młodym, chciałam, by przekonali się, że warto być w Kościele i trwać przy Panu Bogu. Chciałam, żebyśmy mieli rówieśniczą wspólnotę, a nie tylko spotykali się na samych imprezach – dzieli się Agnieszka.

To nie koniec drogi

Kiedy rozpoczynali Szkołę Animatora, wielu z nich czuło się pociągniętych przykładem i świadectwem animatorów, których wcześniej spotkali na swojej oazowej drodze. – Mam nadzieję, że teraz ktoś może mnie podobnie odczytywać, a jeśli tak rzeczywiście by było, to znaczy, że moja posługa jest taka, jaka być powinna – mówi Julia Pękalska, która w tym roku została również członkiem Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej.

– Jesteśmy tak właściwie tylko narzędziami w rękach Ducha Świętego, bo sami bez Boga byśmy w żaden sposób nie podołali. Doświadczamy tego zwłaszcza na rekolekcjach wakacyjnych, kiedy jesteśmy na skraju wyczerpania sił fizycznych i psychicznych, a nadal służymy. To wszystko, co robimy, to, jak chcemy pokazać innym ludziom Boga – to tak właściwie On sam działa w nas. Ale żeby to było możliwe, to sami musimy z Nim żyć. Dopiero potem możemy Go pokazywać innym – podkreśla Paweł Bolibrzuch.

– To ważne, byśmy nie zapominali o tym, że nadal musimy się formować. Jesteśmy animatorami, ale to nie jest koniec drogi. Stale musimy się rozwijać – podkreśla Kalina Filus. – To nasza odpowiedzialność, że skoro chcemy mówić innym o Bogu i o życiu w wierze, to sami musimy żyć w ten sposób – dopowiada Julia.

– Mam świadomość, że dzisiaj można spojrzeć na ogół młodych ludzi jako na to pokolenie, które nie ma wiele związków z Kościołem, natomiast ci animatorzy wręcz przeciwnie. Oni nie tyle mają związek z Kościołem, ale będąc jego częścią, biorą za niego pełną odpowiedzialność i robią wszystko, żeby w ich parafiach, a także w diecezji, Ruch Światło–Życie rozwijał się – podsumowuje ks. Łukasz Michalik.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.