Pszczela sztafeta

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 49/2023

publikacja 07.12.2023 00:00

– Możemy się uczyć od nich pokory, odpowiedzialności i solidarności – przekonuje Bernard Mróz z rodzinnej pasieki z Gogolina.

Dzieło pszczół – miód zwany jest płynnym złotem. Dzieło pszczół – miód zwany jest płynnym złotem.
Archiwum rodzinne

Mówi z przekonaniem, wszak pszczołami zajmuje się od ponad 40 lat. Najpierw było to jego pasją, odskocznią od pracy, a od niedawna stało się głównym zajęciem. Efekt pracy widać w jego domu od razu – woskowa świeca na stole, do herbaty garnuszek pełen miodu, a do tego pachnące latem wiśnie w miodzie.

Rodzinna pasieka

– Pamiętam, że już przy domu mojego dziadka była pasieka, potem prowadził ją przez lata jego brat, wujek mojego ojca. Mój ojciec pszczołami sam się nie zajmował, ale gdy ołpa (dziadek) zmarł, prezes ówczesnego gogolińskiego koła pszczelarzy przyszedł zapytać, czy ktoś z rodziny przejmie pasiekę, zadeklarowałem, że się nią zajmę. On z kolei obiecał, że przez rok będzie przychodził i opowiadał mi, co i jak robić. Pod jego okiem uczyłem się wszystkiego – wsparcie doświadczonego mentora jest nieocenione. To było w latach 80. ub. wieku. W pomoc przy pasiece włączyli się z czasem ojciec, rosnący synowie i żona.

– Kiedyś panicznie bałam się pszczół, ich użądlenia. Na szczęście Pan Bóg zabrał ode mnie ten strach i teraz mogę robić przy nich wszystko, co trzeba – przyznaje Urszula Mróz.

Przejęta pasieka, dająca miód dla rodziny i znajomych, szybko stała się pasją, ale zawodowo pan Bernard zajmował się zupełnie czymś innym. Był inżynierem automatykiem, członkiem kadry zarządzającej i szefem produkcji w opolskiej Nutricii.

– W 2010 r., kiedy poważnie zachorowałem, opiekę nad pasieką przejęli synowie Artur i Tomasz. To chyba wtedy tak na poważnie złapali tego bakcyla – przyznaje pszczelarz. – Kiedy po paru latach Artur wstąpił do franciszkanów założył pasiekę na Górze Świętej Anny. Gdy stamtąd trafił do Wrocławia, przeniósł ją i tam. Teraz nie tylko zakłada z innymi pasjonatami miejskie ule, ale i szkoli kolejne osoby w hodowli pszczół – dodaje.

Także pasieka pana Bernarda po jego powrocie do zdrowia rozrosła się i znacząco zmieniła.

– W 2012 r. z Tomaszem zdecydowaliśmy, że zrobimy profesjonalną pasiekę, taką z prawdziwego zdarzenia. Siedem lat później, ze względu na ponowne kłopoty zdrowotne, zapadła decyzja o tym, by rozwinąć ją na tyle, abym mógł zrezygnować z pracy i zająć się nią w pełnym wymiarze – podsumowuje.

W tym celu podjął naukę w technikum pszczelarskim, potem zarejestrował działalność. Dziś nie tylko zajmuje się tym zawodowo, ale też służy wsparciem i doradztwem innym, początkującym.

Jak w koszarach

Pszczelarz musi być dobrze zorganizowany, niemal jak jego podopieczne, bo niektóre rzeczy wymagają dopilnowania w określonym terminie.

– Trzeba mieć pojęcie, jak pszczela rodzina funkcjonuje przez cały rok. W ulu wszystko chodzi jak w zegarku, każda pszczoła zna swoją rolę i miejsce, wie, co ma robić – tłumaczy pan Bernard.

Pszczoła w sezonie żyje krótko, ok. 40 dni, więc w ulu następuje bardzo szybka wymiana pokoleń, żeby pszczela rodzina mogła funkcjonować. Tylko taka, która wykluła się poza sezonem, ma szanse przeżyć do 8 miesięcy. Do wyklucia się potrzebuje 21 dni. Gdy to się stanie, zaczyna sprzątać komórkę, z której wyszła, potem trochę dalej, wreszcie cały ul. Kolejnym etapem jest karmienie larw, pilnowanie i wentylowanie ula, przetwarzanie miodu i pyłku, z odpowiednim rozmieszczaniem go i wreszcie samodzielne loty. Zbieraczka nosi pyłek i nektar przez ok. 3 tygodnie, po czym umiera.

– Kiedy pszczoła wylatuje po raz pierwszy, zawsze popołudniem, najpierw robi kilka okrążeń wokół wylotu, by nauczyć się tego miejsca, potem dalej i dalej. Ostatnie kółko ma ok. 1,5 km. Zajmująca jest też komunikacja między nimi, np. to, jak swoistym tańcem przekazują sobie, gdzie są pożytki. Kręcąc ósemki, pokazują innym kierunek lotu względem słońca, natomiast odległość sygnalizują mocnym lub słabszym drganiem ciała – opowiada pszczelarz.

Takich obserwacji ma mnóstwo. Na przykład, że zebrany nektar jest magazynowany, a potem kilkakrotnie przekładany coraz wyżej w plastrze. Że rójka (wylot części pszczół ula ze starą matką do nowego miejsca) dokonuje się zawsze między 12.00 a 13.00, kiedy słońce jest najwyżej, albo że pszczoła atakuje zwykle miejsce między oczami.

Już w sierpniu ul zaczyna szykować się do zimy. Pszczoły tworzą wówczas kulę – tzw. kłąb zimowy. W jej środku, gdzie panuje temp ok. 25 stopni Celsjusza, jest matka, a pozostałe owady powoli przemieszczają się to do środka, to na zewnątrz. Przy okazji, przesuwając się po plastrze, pożywiają się – wyjadają miód.

Wspólne dobro

Pasjonat o pszczołach mógłby opowiadać godzinami. To, co podkreśla, to fakt, że prócz bieżących zadań pszczoły patrzą na swoją rodzinę w dużo szerszej perspektywie.

– W pojedynkę taka pszczoła nie ma żadnych szans. W rodzinie się wspierają, dzielą wszystkim i dzięki temu są w stanie przeżyć, utrzymać w ulu temperaturę potrzebną do wychowania czerwiu (ok. 36 stopni Celsjusza). Wszystkie czynności, każdy proces wykonują wspólnie, na zasadzie sztafety – jedna coś inicjuje, inna kontynuuje np. karmienie matki czy larw, a kolejna kończy całość – wylicza pan Bernard.

Pokazuje panujący w ulu porządek. Każdy coś robi, a wszystko w jednym celu – by rodzina przetrwała. Choćby dbałość o matkę – królową, która nie wychodzi z ula, tylko składa jaja, a inne pszczoły ją karmią, trzymają w dobrobycie.

– Ma to sens, bo wtedy składa dużo jaj, więc młodzież i rodzina będą rosły w siłę. Kiedy matka zaczyna niedomagać, cały ul zachowuje się inaczej. Albo jak nie ma pożytku, natychmiast zaczynają oszczędzać na jedzeniu, a matka przestaje czerwić. Zużywają mniej nawet wtedy, gdy mają zebrane więcej zapasów niż potrzeba – wyjaśnia pszczelarz.

Wiele wysiłku poświęcają utrzymaniu czystości. Ciekawe jest na przykład, jak usuwają padłe w nocy osobniki – młode pszczoły, które jeszcze nie potrafią latać zaciągają je aż do wylotu, tam inne je przejmują, łapią i starają się je wynieść jak najdalej, by przestrzeń wokół ula była bezpieczna i zdrowa.

– Pszczoły, ich uporządkowanie, organizacja wzbudzają podziw i przekonują o istnieniu Stwórcy. Są książką, która uczy nas, podobnie jak cała natura, że nie musimy wymyślać na nowo wszystkiego, wystarczy najpierw korzystać z tego, co jest dostępne. To sprawdza się także w życiu religijnym – podkreśla pszczelarz, należący z żoną do wspólnoty Domowego Kościoła.

Pod okiem św. Ambrożego

Teraz pasieka jest uśpiona, ale od połowy kwietnia do połowy lipca państwo Mrozowie poświęcają jej niemal cały swój czas, by utrzymać rodziny w ciągłym rozwoju i zapewnić odpowiednie warunki.

Ule rozmieszczone są w kilku miejscach, u rolników. – Oni wskazują, gdzie możemy je ustawić i pozwalają, by stały tam niemal cały rok. Korzyści są obustronne – nasi gospodarze zyskują zapylaczy, a my nektar i pyłek. Co ciekawe – a odkryliśmy to dopiero w tym roku – właściciele wszystkich tych miejsc noszą imię Józef. To jest zupełnie przypadkowe i niezamierzone, ale może mamy dodatkowego patrona – śmieje się pan Bernard.

Jednego bowiem już mają. – W 2015 roku nasz syn Tomasz wpadł na pomysł, że pasiekę należałoby poświęcić. Postawiliśmy więc kapliczkę ze św. Ambrożym i 7 grudnia tamtego roku poświęcił ją i całą pasiekę ks. Marek Sobotta. Odtąd jest kapelanem naszej pasieki i mimo że pojechał na misje do Papui Nowej Gwinei, co roku odprawia w rocznicę tego dnia Mszę św. w intencji naszych pszczół i nas wszystkich. W tym roku, będąc latem na urlopie w Polsce, odwiedził nas i zabrał trochę miodu do Afryki. Obiecał tamtejszym parafianom, że poczęstuje ich nim po Eucharystii – opowiada pani Urszula.

Zależnie od tego, co miały do dyspozycji pszczoły, Mrozowie uzyskują kolejne miody: wielokwiatowy, akacjowy, rzepakowy, lipowy, czasem gryczany bądź spadziowy. Są dumni także z tego, że udaje im się prowadzić hodowlę matek pszczelich na potrzeby swoje i zaprzyjaźnionych pasiek. To wymagało kilku lat pracy, prób, bo jest to proces dosyć skomplikowany. Jednak dzięki temu udaje im się wzmacniać najlepsze cechy, jak miodność, nieagresywność itp.

Starają się też przekazać wiedzę o pszczołach dzieciom, goszczą w szkołach i zapraszają grupy do siebie. – Opowiadamy o pszczołach, ulach, mamy specjalny zamknięty plaster z pszczołami, który można obejrzeć, powąchać, posłuchać brzęczenia. I dzieci szybko się do nich przekonują, przestają bać. Tym bardziej, że radzimy, jak się zachować, by pszczoła nie zaatakowała. A na koniec oczywiście zawsze jest słodki poczęstunek. To ważne, żeby oswajać dzieci z przyrodą – zaznaczają.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.