Ukochał Niepokalaną

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 01/2024

publikacja 04.01.2024 12:27

– Ksiądz Jan Schneider wskazuje nam najpiękniejszą i najlepszą drogę: iść przez życie blisko Maryi – mówi s. Barbara Mroziak SMI.

Obraz pędzla ukraińskiej malarki, która w Polsce znalazła schronienie przed wojną. Obraz pędzla ukraińskiej malarki, która w Polsce znalazła schronienie przed wojną.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Sługa Boży ks. Jan Schneider, założyciel Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, urodził się 11 stycznia 1824 r. w Mieszkowicach k. Prudnika, niegdyś należących do parafii Trójcy Świętej w Rudziczce, a obecnie do parafii św. Michała Archanioła w Szybowicach. – Był człowiekiem czystego serca, pokornym, ubogim w duchu i miłosiernym. Właśnie te cztery błogosławieństwa Pana Jezusa z Kazania na górze przenikają całe życie naszego założyciela – mówi s. Barbara Mroziak ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.

Chłopak z Mieszkowic

Jan Schneider przyszedł na świat jako najstarsze dziecko Jana Jerzego i Katarzyny. Później małżonkom urodziły się jeszcze dwie córeczki. Rodzina mieszkała w ubogim domu na końcu wioski przy drodze do Szybowic. – Sześcioletni Janek rozpoczął naukę w katolickiej szkole podstawowej w Rudziczce. Miał wielkie szczęście, bo trafił na proboszcza ks. Antoniego Hoffmana, któremu leżało na sercu pomaganie dzieciom, aby zdobywały wykształcenie zgodne z ich zdolnościami i realizowały swoje śmiałe marzenia. Trzem chłopcom pomógł dojść do święceń kapłańskich, jednym z nich był Jan – gorliwy ministrant i pilny uczeń. Proboszcz Antoni przekonał rodziców Janka, aby posłali syna do Nysy do Gimnazjum Carolinum – opowiada s. Elżbieta Cińcio SMI.

– Od dzieciństwa i młodości Pan Bóg tak prowadził naszego założyciela, że w sposób naturalny zawierzył swoje życie Matce Bożej – dodaje s. Barbara. – Kiedy uczył się w Nysie w latach 1837−1845, to każdego dnia o 5 rano służył jako ministrant do Mszy św. w kościele Wniebowzięcia NMP. Zachowało się świadectwo rektora, w którym czytamy, że bardzo często stróż nocny spotykał przed drzwiami jeszcze zamkniętego kościoła młodego chłopaka, który oczekiwał na Mszę św. Ileż musiał mieć hartu ducha, żeby dzień w dzień wstawać w nocy po to, by służyć przy ołtarzu. Myślę, że właśnie w tamtym czasie pod czułym sercem Maryi dojrzewała jego niezwykła, wręcz heroiczna wiara, która potem pomogła mu dokonać dzieła miłosierdzia – mówi s. Barbara.

– Jako student teologii na Uniwersytecie Wrocławskim często modlił się przy obrazie Matki Bożej Wspomożycielki Wrocławia w kościele Imienia Jezus. Później to właśnie w tej parafii był proboszczem i założył nasze zgromadzenie, a każdego roku 8 grudnia tu zawierzał Niepokalanej stowarzyszenie, dziewczęta i pierwsze siostry. Maryję wskazywał jako wzór do naśladowania. Na obłóczyny pierwszych sióstr wybrał święto Nawiedzenia NMP, żeby siostry pełne Ducha Świętego pod opieką Maryi szły służyć ludziom – opowiada s. Barbara.

Ratowanie dusz

– Zadaję sobie pytanie, co dostrzegł w ks. Janie pięć lat po święceniach biskup Förster, wyznaczając go do trudnego dzieła opieki nad dziewczętami zagrożonymi moralnie. Wówczas do miasta z wiosek przybywały młode kobiety, które chciały pracować jako służące domowe. Wiele z nich doświadczyło wykorzystania, inne nie mogąc zdobyć pracy, wchodziło na drogę przestępstwa, trafiało w złe towarzystwo. Do opieki nad nimi został skierowany ks. Schneider. Zatem nie wybrał sobie tego zadania. Ono zostało mu zlecone z ramienia Kościoła, a on zgodził się i rozpoczął wielkie dzieło miłosierdzia – mówi s. Barbara. 14 listopada 1854 r. na łamach katolickiej „Gazety Śląskiej” ukazała się jego odezwa pt. „Wołanie o pomoc”, w której nie tylko zdiagnozował dramatyczną sytuację służących dziewcząt, często stających się ofiarami uwodzicielstwa, ale zaapelował do wrocławian o włączenie się w przedsięwzięcie stworzenia dla nich domu. Wyraził nadzieję, że dzieło to z czasem poprowadzą siostry zakonne. „Spieszcie ratować dusze, które stanęły nad przepaścią zepsucia moralnego. Miejcie litość dla bezgranicznej nędzy, w którą wpada tak wiele waszych córek. Duchowni i świeccy, pomóżcie nam urządzić dom, który byłby ucieczką i schronieniem wśród wszelkich niebezpieczeństw dla tylu dusz z waszych parafii” – zaapelował ks. Schneider.

Najpierw utworzył stowarzyszenie dla zagrożonych dziewcząt, a potem schronisko w domu pod adresem Zaułek Krupniczy 10. – Tylko za jego życia, a więc przez 22 lata działalności, w schronisku znalazło ocalenie 4461 dziewcząt. A ponad 4700 zdobyło pracę dzięki jego pośrednictwu. To wielkie dzieło miłosierdzia realizował, będąc jednocześnie proboszczem jednej z największych parafii we Wrocławiu. Do schroniska przychodził niemal codziennie. Dziewczęta miały do niego zaufanie, powierzały mu swój los. Jest to dla mnie świadectwem czystości jego serca i tego, że wychowany przez Maryję, był przygotowywany do troski i czystej miłości. Tak, to bliskość z Maryją sprawiła, że miał tak czułe i wrażliwe serce, mógł dokonać tyle dobra, choć był słaby i schorowany. Właściwie był typem samotnika, a do tego bardzo skromnym i rozmodlonym księdzem – mówi s. Barbara. Stowarzyszenie i schronisko otrzymały nazwę Fundacja NMP. Z czasem powstało również zgromadzenie zakonne, które rozwijało się już po śmierci swego założyciela, wiernie realizując jego testament ratowania dusz.

Przesłanie dla ludzi XXI wieku

Ksiądz Jan Schneider wszystko, co robił, zawierzał Matce Bożej. Jej zawierzył swoje życie i kapłaństwo. – Wymownym znakiem Bożego działania jest dla mnie godzina jego śmierci. Ten wielki czciciel Maryi Niepokalanej przechodzi do Domu Ojca w wigilię Niepokalanego Poczęcia NMP w 1876 r., gdy dzwony w katedrze biją na pierwsze nieszpory – podkreśla s. Barbara Mroziak.

– Wierzę głęboko, że ks. Jan jest danym nam przez Pana Boga świadkiem na XXI wiek w zagubionym, często zagonionym i nieczystym świecie, w którym niejednokrotnie namiastki miłości mylone są z miłością prawdziwą, wierną i czystą. On wskazuje nam najpiękniejszą, najlepszą drogę: iść przez życie blisko Maryi. To jego przesłanie dla ludzi XXI wieku: zawierzyć wszystko Maryi, także największe trudności, niepowodzenia życiowe, upadki, bo ze wszystkiego Maryja nas wyprowadzi. Wierzę, że im więcej będziemy modlić się przez wstawiennictwo ks. Jana, tym więcej cudów i znaków doświadczymy – mówi s. Barbara.

Proces beatyfikacyjny ks. Jana Schneidera rozpoczął się w 2001 r. we Wrocławiu. Obecnie toczy się na szczeblu rzymskim. Choć ogromna część działalności tego kapłana związana jest z Wrocławiem, to korzeni jego wiary i duchowości trzeba szukać na opolskiej ziemi. Zatem siostry Maryi Niepokalanej przybliżają postać ks. Schneidera zarówno w jego rodzinnych Mieszkowicach czy Rudziczce, jak i w Branicach. W branickim kościele Świętej Rodziny prowadzą czuwania w I soboty miesiąca po Mszy św. wieczornej, na których obok modlitwy różańcowej w duchu wynagradzającym jest też krótka refleksja o ks. Schneiderze, a także odmawia się jego akt zawierzenia Matce Bożej.

– Ostatnio zaczęłyśmy organizować pielgrzymki po wrocławskich śladach sługi Bożego ks. Jana Schneidera. Były już takie pielgrzymki z Branic, z Szybowic i Mieszkowic, a także z Rudziczki i Piorunkowic. Myślę, że wkrótce zaprosimy inne parafie dekanatu prudnickiego czy głubczyckiego – podkreśla s. Barbara. Siostry szerzą też Koronkę do NMP Niepokalanie Poczętej, ułożoną przez ich założyciela.

W niedzielę 7 stycznia odbędzie się świętowanie w kościele w Mieszkowicach. O 11.15 zaplanowane jest krótkie wprowadzenie, a o 11.30 rozpocznie się dziękczynna Msza Święta w 200. rocznicę urodzin ks. J. Schneidera. Z kolei 23 czerwca w Rudziczce świętowana będzie 175. rocznica jego święceń kapłańskich.

Złapał mnie

– Chcę podzielić się osobistym doświadczeniem, jak ojciec założyciel uratował mi życie. Dwa lata temu w kościele Imienia Jezus we Wrocławiu miałyśmy uroczystą Mszę św. w rocznicę urodzin ks. Schneidera. Grałam na organach, inne siostry śpiewały. Dobrze znam ten kościół, bo wcześniej byłam tam organistką. Jest tam ukryte przejście na chór, wiodące z zakrystii przez strych i bardzo strome drewniane schody – opowiada s. Barbara Mroziak. – Po Mszy św. jedna z sióstr chciała już zejść z chóru, ale szybko wróciła, bo na stromych schodach nie zapaliło się światło, które działa na fotokomórkę. Ja drogę znałam doskonale, więc poprowadziłam siostry. Światło rzeczywiście się nie zapaliło, a ja źle wymierzyłam odległość i poleciałam w dół. Gdybym spadła na sam dół to albo bym się zabiła, albo złamałabym kręgosłup. Tymczasem wpadłam w tę ciemną dziurę i poczułam, że ktoś mnie złapał. Kiedy zapaliło się światło, siostry zobaczyły mnie leżącą na schodach głową w dół, trzymającą się poręczy. Po tym wydarzeniu jedynie leczyłam obite żebro i wielkiego sińca. Nic poważniejszego mi się nie stało. Wiem, że uratował mnie ojciec założyciel. Uratował mnie w kościele, w którym przez 22 lata odprawiał Msze św. – mówi z przekonaniem s. Barbara. – Jestem przekonana, że mamy wielkiego orędownika w niebie – dodaje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.