Trzeba stać do końca

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 07/2024

publikacja 15.02.2024 00:00

Biskup pomocniczy diecezji kijowsko- -żytomierskiej opowiedział o posłudze pasterskiej w ogarniętej wojną Ukrainie.

Bp Aleksander Jazłowiecki z Kijowa. Bp Aleksander Jazłowiecki z Kijowa.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Biskup Aleksander Jazłowiecki był gościem dnia skupienia dla kapłanów przed Wielkim Postem.

Duszpasterstwo wojenne

– Bardzo się przestraszyłem, gdy wybuchła wojna. Ludzie wokół mnie mocno przeżywali to, co się dzieje, a ja pytałem: „Boże, co ja teraz będę robić, co będę ludziom mówił, jak ich będę pocieszał?”. Miałem świadomość, że teraz wszyscy oczekują ode mnie, że będę do nich przemawiał. Kościoły były wtedy pełne ludzi – praktykujących i niepraktykujących – modlących się o pokój, a ja początkowo bałem się mówić homilie, kazania, zwłaszcza, że oczekiwania ludzi były bardzo różne – wspominał biskup z Kijowa. Wyjaśniał, że jedni oczekiwali, że w głoszonych kazaniach zawsze będzie nawiązywał do sytuacji wojennej, inni nie chcieli w kościele o niej słuchać.

– Zauważyłem, że słowo Boże pasuje do naszej sytuacji. Wcześniej tak teoretycznie wiedziałem, że każdy może się odnaleźć w słowie Bożym, ale dopiero w sytuacji trwającej wojny rzeczywiście zacząłem dostrzegać, że każdego dnia w liturgii słowa jest jakieś odniesienie do tego, co przeżywamy. Pan Bóg do tej pory nie zawiódł mnie słowem, którym nas karmi – zapewnił.

– Początkowo było dużo zamieszania wśród duszpasterzy. Nie każdy miał właściwą wrażliwość, głosząc kazania, których przecież słuchali ludzie skrzywdzeni – ktoś stracił dom, ktoś stracił współmałżonka czy dziecko. Niektórzy księża poszli w kierunku mówienia, że wojna jest karą Bożą. To bardzo bolało ludzi, dlatego biskupi zaczęli upominać księży, że może to i jest kara, ale nie warto teraz o tym mówić, akcenty trzeba stawiać inaczej – wyjaśnił bp Jazłowiecki. – Podobnie to nie czas, by w przepowiadaniu nawoływać do przebaczenia Rosjanom. Oczywiście, że trzeba przebaczać, ale póki wojna się nie skończyła, póki oni nas zabijają, to nie czas, aby w duszpasterstwie na to kłaść akcent – podkreślił.

Biskup z Kijowa mówił też o powoływaniu księży do wojska, by z karabinem szli na front. – Nie mamy konkordatu i u nas duchowieństwo nie jest zwolnione ze służby wojskowej. Jak dotąd tylko dobra wola wojskowych pozwala księżom na to, by nie iść walczyć. Prawo mówi o tym, że jak nie chcę wziąć karabinu do ręki i strzelać, to idę do więzienia – mówił. Wyjaśnił też, że obecnie tylko Kościoły rzymsko- i grekokatolicki nie chcą posyłać księży do walki, natomiast duchowni Kościołów prawosławnego i protestanckiego walczą. – Wynika to z tego, że mają wielu duchownych, którzy są poza duszpasterstwem parafialnym. Nas jest niewielu – tłumaczył.

Nie jesteśmy sami

Biskup Jazłowiecki przywołał przykłady pokazujące, że wojna wyzwoliła w ludziach dobro, a także przybliżyła ich do Pana Boga. Podkreślił, że ludzie nauczyli się dzielić tym, co mają, że wiele nowych osób przyszło do kościołów, że wielu w doświadczeniu cierpienia odkryło w swoim życiu Bożą obecność. – Młoda kobieta, która wyjechała z Ukrainy, spotkała katolików i nawróciła się, a następnie założyła fundusz na rzecz protezowania żołnierzy, którzy w walkach stracili kończyny. Już zebrała tyle pieniędzy, że pomogła 1500 żołnierzom, którzy nie tylko otrzymali protezy, ale są też pod regularną opieką – podał przykład.

– Początkowo bałem się, że w ludziach będzie dużo zniechęcenia wobec Pana Boga. Ale muszę powiedzieć, że nasi ludzie zdali egzamin z wiary i z tego się bardzo cieszę. Ostatnio byłem w domu rodzinnym obok Winnicy, gdzie mieszkają moi rodzice i siostra z rodziną. Siostra opowiadała mi o katoliku z ich społeczności, który poszedł walczyć. Cała wspólnota intensywnie się za niego modliła, prosząc o jego ocalenie. Kiedy stracił na wojnie nogę i wrócił do domu, jego żona mocno to przeżywała, ciągle płakała. Wtedy on ją pocieszał i tłumaczył, że przecież to dzięki ich modlitwie ocalał i wrócił do domu, a mimo braku nogi może pracować i zadbać o najbliższych – mówił bp Jazłowiecki. – Pan Bóg bardzo dużo zrobił dla naszego kraju, wysłuchuje naszych modlitw – zapewnił.

– Jak się czują teraz Ukraińcy? Jesteśmy bardzo zmęczeni. Syreny mamy ciągle, włączają się co najmniej dwa razy w nocy. Budzisz się i modlisz, a rano chodzisz zmęczony po nieprzespanej nocy – mówił. – Śmiechu jest coraz mniej, ale jest poczucie, że nie jesteśmy sami. Pomaga nam świadomość, że kraje Europy i inne są po naszej stronie. Wielu nas pyta, czy opłaca się walczyć z Rosjanami, płacąc tak wysoką cenę, przecież tylu ludzi ginie. Ale my wiemy, że poddanie nam się nie opłaca. Wiemy, co Rosjanie mogą nam wtedy zrobić. Przecież do dziś w miejscowościach wokół Kijowa odnajdywane są ciała zgwałconych kobiet, zabitych dzieci. Po ludzku końca wojny nie widać, ale nikt nie mówi, że mamy się poddać. Trzeba stać do końca – dzielił się gość zza wschodniej granicy Polski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.