Więzi zamiast sieci

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 09/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

– Na ekranie wszystko wydaje się atrakcyjniejsze, ale jest sztuczne i nierealne. To drugi człowiek jest dla nas lustrem, może dać to, czego potrzebujemy – podkreśla ks. Marcin Marsollek.

Wśród słuchaczy byli rodzice, dziadkowie, nauczyciele. Wśród słuchaczy byli rodzice, dziadkowie, nauczyciele.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość

Świat wirtualny nie stawia wymagań, nie rozlicza zmarnowanego czasu ani oglądanych treści, daje to, co atrakcyjne, ale nie zawsze dobre. Może pomóc, ale i pozostawić zgliszcza.

Obecni-nieobecni

Współczesne technologie jako szansa, ale i zagrożenie dla rodziny i rozwoju dziecka były tematem trzydniowego szkolenia, które w Leśnicy od 16 do 18 lutego prowadził ks. Marcin Marsollek, diecezjalny duszpasterz trzeźwości, psychoterapeuta, terapeuta uzależnień. To spotkanie skierowane było głównie dla rodziców, dziadków, wychowawców i nauczycieli.

– Cybertechnologia ma ogromny wpływ na współczesną rodzinę, zwłaszcza na młodych ludzi i dzieci we wczesnym procesie rozwoju. Dzisiaj rodzice zaczynają rozumieć, że te technologie wymykają się spod kontroli, zabierają i zmieniają im ich dzieci. One coraz bardziej lgną do tych urządzeń, wsiąkają, czas bycia w internecie się wydłuża, dziecko nie słucha, nie rusza się, a proces edukacyjny się zaburza. Nie trzeba bać się tej sfery, ale nie można być naiwnym. Żeby towarzyszyć dziecku czy młodemu człowiekowi przy wyborach i korzystaniu z tych zdobyczy techniki, sami dorośli muszą posiadać taką umiejętność – tłumaczy ks. Marsollek.

Mówiąc o naiwności, specjalista wymienił choćby ślady, jakie zostawiamy, poruszając się w wirtualnym świecie, dokonując zakupów, oglądając różne strony, umieszczając zdjęcia czy wpisy na portalach społecznościowych. Wskazał, ile można o nas powiedzieć, jak zmanipulować albo zatrzymać w sieci, podsyłając interesujące nas treści.

Wyrwać się z uzależnienia

Łatwo zauważyć w otoczeniu, że problem uzależnień od świata wirtualnego narasta.

– Jestem psychologiem, w naszej placówce mamy przedszkole i widać, jak dzieci reagują, bo są przebodźcowane. Albo późno zaczynają mówić. Rozwój dziecka przebiega liniowo, a dając mu do ręki tablet, niejako przeskakujemy pewne etapy, których później nie sposób już nadrobić. Dlatego trzeba o tym mówić, zwłaszcza młodym rodzicom, dziadkom. Sami też musimy zrobić rachunek sumienia i się pilnować, bo nawet mając wiedzę, idziemy na skróty. I nawet nie zauważamy, ile tracimy, będąc w świecie wirtualnym, jak cierpią na tym nasze relacje rodzinne, przyjacielskie – podkreśla pomysłodawczyni spotkania, s. M. Amata Ekert ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej.

Także prelegent, nawiązując do Tygodnia Modlitw o Trzeźwość Narodu, wskazał, że ta trzeźwość dotyczy też zniewolenia cyfrowego. – Większość posiadaczy smartfonów to już ludzie uzależnieni, choć nigdy tak o sobie nie pomyślą. Jednak śpią z telefonem, chodzą z nim do toalety, zerkają co chwilę, nawet siedząc przy posiłku czy na spotkaniu ze znajomymi, czy nie ma jakiejś nowej wiadomości, komentarza w mediach społecznościowych. Smartfon stał się wypełniaczem czasu, przenośnym komputerem z dostępem do gier, newsów, grup społecznościowych. Jesteśmy w rodzinie fizycznie, ale duchowo obok siebie, każdy siedzi w swojej bańce cyfrowej – mówi.

– Kościół zaprasza nas w Wielkim Poście do podjęcia godnego stylu życia, opartego na prawidłowo funkcjonującym rozumie i sumieniu, gdzie potrafimy kierować swoją wolnością – podkreśla.

Rodzic reglamentowany

Ksiądz Marsollek szeroko nakreślił potrzeby dziecka. Wyliczał, że wymaga ono obecności, czułości, kontaktu, ruchu, zabawy, radości, wymagań, rodziców, miłości, bliskości, uwagi, docenienia, stałości, miejsca, przywiązania, wrażeń, przynależności, akceptacji.

– Jeżeli są deficyty w zaspokojeniu tych potrzeb, to są one terenem dla wszelkich cyfrowych przestrzeni. Małe dziecko, nie dostając tego od rodzica, wchodzi w wirtualną przestrzeń i reguluje te potrzeby. Tam jest akcja, coś się dzieje, jest kolorowo, przyjaźnie. I następuje silna więź, nie z rodzicem, a z tym urządzeniem. Rodzic, chcąc dokończyć pracę, mieć spokój np. na zakupach, w poczekalni, daje dziecku do ręki smartfon albo włącza TV. To taka niania cyfrowa. I mamy trochę czasu dla siebie, tyle że nie zauważamy, że dziecko zaczyna się wiązać – opisuje.

Rodzice, którzy zauważą problem, zaczynają walczyć z tymi nośnikami, ale nie jest to proste. Próba odebrania tabletu kończy się płaczem, histerią, silnymi emocjami, nerwami po obu stronach. – Nie ma się co dziwić, bo on zaspokajał jego potrzeby. Trzeba wrócić do tych potrzeb, odbudować więzi, wtedy łatwiej się rozstać z tym urządzeniem. Najważniejsze, to nie zostawiać tego problemu, bo potem konsekwencje są bolesne. Warto zawczasu korzystać z profesjonalnej pomocy, nim dojdzie do jakiegoś dramatu czy np. utraty roku szkolnego, nie mówiąc o demoralizacji czy wejściu w nałóg związany z internetem (gry, zakupy przez internet, pornografia) – tłumaczy specjalista.

Kluczem są relacje

Dużo uwagi psychoterapeuta poświęcił relacjom, podkreślając, że to jest klucz do wyjścia z problemu. – Każdy, dziecko czy dorosły, potrzebuje miłości. Jeśli nie odkryjemy, że ważne są nie te urządzenia i świat wirtualny, jeśli nie odkryjemy, że potrzebujemy się spotykać, rozmawiać, wspierać, to nie odkleimy się od ekranu. Tego problemu nie da się rozwiązać prosto, trzeba usunąć przyczynę, wrócić do korzeni. Jeśli rodzic nie poświęci dziecku uwagi i czasu, to za parę lat będzie ono zamknięte, uwikłane, będzie szukało tam pocieszenia, ale nie będzie podejmowało wysiłku związanego z życiem, obowiązkami – mówi.

Przestrzega, że dzieci obserwują i naśladują, więc trzeba zacząć od siebie. – Trzeba nauczyć się celowego korzystania z telefonu czy tabletu. Spróbujmy w weekend wyłączyć smartfon, na kilka godzin go wyciszyć, odłożyć i zobaczyć, jak się z tym czujemy. Jeśli szukamy komórki wzrokiem, stajemy się nerwowi, rozdrażnieni, to świadczy o uzależnieniu. Kolejny krok to wyłączenie wszystkich powiadomień, dzwonków. Gdy ciągle coś pika, dzwoni, mamy odruch sprawdzenia, co przyszło. Nie pracujemy, ale psychicznie czujemy zmęczenie, nie śpimy dobrze, bo ciągle jesteśmy podłączeni do sieci, a mózg musi przerabiać te bodźce. Warto użyć zwykłego budzika, a komórkę odłożyć daleko od siebie. Smartfony czy komputery mają funkcję raportowania, ile czasu np. spędziliśmy w sieci, z jakich aplikacji korzystaliśmy. To daje do myślenia – radzi.

Drugą ważną rzeczą jest to, by źródłem przyjemności, radości nie był telefon, ale np. rower, spotkanie z bliskimi, wyjście na ogródek. Przy tym dotlenimy się, odprężymy, zrelaksujemy.

– Zdarza się, że podczas spotkań towarzyskich, a uczniowie podczas przerw, a nawet na lekcjach, ciągle zerkają na ekran, śledzą, odpisują. Cierpią na tym relacje, bo nie skupiamy się na drugim człowieku, który czuje się zlekceważony. Jeśli to odstawimy i zaczniemy naprawdę dzielić się sobą, to i relacje będą inne – dodaje. Zachęca, by podczas posiłków, spotkań towarzyskich czy lekcji odkładać komórki, np. do kapelusza czy specjalnych skrzyneczek.

Bo wszyscy mają...

Równie ważna, co wykłady, okazała się wymiana doświadczeń między uczestnikami. A byli wśród nich nie tylko mieszkańcy Opolszczyzny, ale także rodziny z Wrocławia i Siedlec.

– Pracuję w przedszkolu i widać ten problem, choć wielu rodziców nie chce zauważyć albo nie przyjmuje do świadomości jego skutków. Dawniej zagrożeniem dla dzieci była ulica, dziś to wirtualna autostrada z dużo większą prędkością – mówi Anita Pszkit.

– Mamy z tym osobisty problem w rodzinie, mimo że stosowaliśmy różne techniki. Liczę tu na jakieś rozwiązania, które pomogą nam skutecznie budować relacje z synem, córką i wypracować konsensus, żeby ten świat wirtualny pozwolił im się rozwijać, a nie ich pochłaniał. Także z racji zawodu (jestem fizjoterapeutą) mam kontakt z ludźmi w różnym wieku, więc i możliwości dzielenia się tą wiedzą. Widzę też skutki nadmiernego korzystania ze współczesnych technologii w postaci wad postawy i innych dolegliwości – mówi Mirosław Tomasiak z Chrząstowic.

– Jako rodzic chcę pomóc mojemu dziecku, by uniknęło zagrożeń, ale też nie czuło się gorzej w stosunku do rówieśników, którym rodzice pozwalają bez ograniczeń korzystać z tych mediów. Chcę, by był to jego wybór, a nie wykluczenie – dodaje Lena z Siedlec.

Jak można iść pod prąd, pokazują Andżelika i Krzysztof Kot z Siedlec. – Jesteśmy przeciwnikami używania telefonu komórkowego przez dziecko, nie mamy w domu telewizora, a żyjemy, wiemy, co się dzieje dookoła nas. I jest ogromna różnica w zachowaniu, w poziomie wymyślania sobie zabaw, kiedy dziecko nie siedzi po kilka godzin przed ekranem. Także dla nas ograniczenie telewizji i mediów cyfrowych jest korzystne – opowiada mama Amelii i Oliwiera. – Od pięcioletniego syna ani razu nie usłyszałem: „Nudzi mi się”. Ale zdajemy sobie sprawę, że nie jest samotną wyspą, styka się z rówieśnikami i w szkole kwestia komórki się pojawi, więc chcemy wprowadzić ją odpowiednio – podsumowuje jej mąż, Krzysztof.

W leśnickim klasztorze na dni od 21 do 23 czerwca zaplanowano już drugą część szkolenia, o charakterze warsztatowym, w której mogą uczestniczyć całe rodziny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.