Nowy Numer 16/2024 Archiwum
  • CSOG
    07.03.2020 10:23
    Oceniłem artykuł jako bardzo dobry już za sam tytuł i wstęp. Po przeczytaniu całości z przyjemnością dałbym drugą piątkę, gdyby tylko była taka możliwość. I wcale nie o chwałę chodzi, a o prostą zasadę, że za dobrą pracę należy się zapłata, nagroda, lub chociażby pochwała. A pochwała się należy, owszem tak, już za samo dostrzeżenie ciszy w hałaśliwym rozhisteryzowanym świecie. Ciszy której potrzeba nam i przy pracy i przy odpoczynku, przy modlitwie również bardziej pomaga. Ciszy potrzeba nam jak lekarstwa, jak tlenu w powietrzu. Prorok mógł doświadczyć i usłyszeć Boga właśnie w łagodnym powiewie i w ciszy.
    W chwilach i dniach kiedy cały świat dziennikarski oddaje się rozgorączkowanym pląsom w tematach socjo-społeczno mikrobiologicznych taki temat ciszy to kojący balsam.
    Cisza przy modlitwie, przy celebracji nabożeństw to oddzielny dobry temat. Ten temat jednak, ksiądz tak ładnie i wyczerpująco opisał, że pozostaje już tylko oddać się chwili ciszy.
    doceń 12
  • annaewa2
    07.03.2020 17:21
    Ja nie lubię ciszy. Także w kościele. Bardzo chętnie wspominam odwiedziny w kościołach za granicą. Włoskie kościoły, choć ludzi mało tętnią gwarem. Ludzie wchodzą, rozmawiają, pozdrawiają się, cieszą. Żywo reagują na słowa Księdza podczas kazań. W niemieckich i angielskich kościołach spotkałam się z pięknym śpiewem i grą. Między mszami chór śpiewał przepiękne pieśni, a w Anglii turystka poprosiła organistę o dostęp do organów i grała kilka godzin czekając na swój pociąg. W tych kościołach czuć było żyjący Kościół, jakże odmienny od grobowej ciszy naszych świątyń. I to pomimo tego, że za granicą na mszy było pięć osób, a u nas pełen kościół. Odnoszę wrażenie, że w kościele przestajemy być Kościołem. Trzeba stać prosto, patrzeć przed siebie, nie uśmiechać się do sąsiada, karcić dzieci, gdy próbują coś szepnąć koledze. Wielu Księży też celebruje Msze, jakby wierni im tylko przeszkadzali.
    • Anonim (konto usunięte)
      07.03.2020 18:29
      Niektórzy księża tak celebrują, jakby przeszkadzali im wierni, niektórzy komentujący tak komentują, jakby przeszkadzało im wszystko... I jakoś ten świat się kręci i dopełnia.

      A co do ciszy samej - może być grobowa, ale przecież może też być nabożna. Może być zimna i przenikliwa, a może być ciepła i uduchowiona. Może być samotna, a może być ciepła i przytulna. Wszystko zależy od tego, kto w tej ciszy siedzi - i z kim. W ciszy można też dostrzec życie - i wie o tym każdy rodzic, który posiedzi choć pięć minut przy śpiącym dziecku. Śpiące dziecko jest radykalnie i stuprocentowo cichsze od dziecka nieśpiącego - a jednak przebywanie w jego pobliżu nie jest ani grobowe, ani zimne, ani nieprzyjemne.

      W niemieckich i angielskich kościołach może i jest gwarnie i śpiewająco, ale jednak we mszy uczestniczy pięć osób. Czyli to nie gwar i śpiew buduje wspólnotę.
      Może i jest tam gwarnie i śpiewająco, ale czy występuje tam (tak jak u nas w co drugim kościele) zjawisko całodziennego wystawienia Najświętszego Sakramentu, przy którym ludzie po prostu trwają? Czy są tam ludzie, którzy w natłoku codzienności przychodzą na chwilę zatrzymania i wyciszenia właśnie przed Najświętszy Sakrament? Czy po prostu turyści przychodzą po klucze, żeby sobie pograć na zabytkowych organach?
      doceń 12
      • annaewa2
        07.03.2020 18:54
        Kościół to wspólnota. Pięć osób we wspólnocie zbuduje Kościół. Stu indywidualistów, skupionych jedynie na sobie samych i swojej własnej relacji z Bogiem Kościoła nie zbuduje. Stu indywidualistom Kościół nie jest potrzebny, bo mogliby modlić się w swoich własnych pustelniach, sam na sam z Bogiem i w ciszy. Ale to nie jest i nie będzie Kościołem. Porównuję z ciszą grobową, bo kościół przypomina czasem cmentarz. Na cmentarzu też jest pełno ludzi, każdy w ciszy, we własnej modlitwie przed swoim Krzyżem. Ale choć ludzi pełno, to każdy sam.
        doceń 0
        0
      • Anonim (konto usunięte)
        08.03.2020 07:38
        Chyba chodzimy do różnych kościołów... Dlatego, zamiast marudzić, proponuję poszukać:) To naprawdę nie takie trudne znaleźć w Polsce kościół napędzany i oddolnie - przez wspólnoty, i odgórnie - przez energicznych duszpasterzy. Sam potrafię odnaleźć w moim mieście takich parafii co najmniej kilkanaście - każdą z nieco inną duchowością i charakterem, ale wszystkie żywe jak króliczki na wiosnę. Ale okej, istnieje jeszcze możliwość, że mieszka Pani na wsi głębokiej z obżartym proboszczem, rachitycznym wikarym i siedmioma patrzącymi tęsknie w stronę wykopu babulinkami. Wtedy rada jest prosta - proszę wziąść się w garść i jakąś wspólnotę założyć:) Im gorsza parafia, tym łatwiej pójdą pierwsze kroki, bo ludzie pod każdym kodem pocztowym są dokładnie tak samo spragnieni wspólnoty.
        Żeby kościół był wspólnotą, musimy przestać traktować go jak poddawaną audytowi wewnętrznemu instytucję usługową, a zacząć traktować jak wspólnotę. I tyle.
        Mamy to, co mamy. Parafia marnej jakości to tak samo wina proboszcza, moja wina i Pani wina. Najmniej w tym wszystkim winny Duch Święty.
        Pozwoli Pani, przykład (prawdziwy) z nieodległej mi parafii, sprzed mniej więcej trzech lat. Przykład dokładnie taki, jak powyższa teza o wsi głębokiej - w tejże nieodległej parafii parafianie (sztuk kilka, nie legiony żadne) się wkurzyli, zamówili proboszczowi fit-dietę z dowozem (bo się, krótko mówiąc, spasł), wikaremu karnet na siłownię (bo dla odmiany wyglądał jak kości w worku), po czym założyli wspólnotę dorosłych skupioną wokół pomszowego "Scrabble afterparty". Obraza majestatu trwała parę tygodni, to jasne - świętość proboszczowsko-kapłańska nieco dostała po grzbiecie. Ale przetrzymali, proboszczowi trawa zaczęła nawet smakować, i teraz mają sto rodzin we wspólnocie, pękający w szwach kościół, szczupłego, energicznego proboszcza, który kocha escape roomy i wikarego, z którym jeżdżą na rolkowe pielgrzymki. Trwało to wszystko z półtora roku, ale wszystkim wyszło na zdrowie. Problemem nie był zniechęcony proboszcz czy zmarniały wikary - problemem był, jak to mówią "brak baby, co by się za chopów wzięła". Nie w tym negatywnym sensie, bo żadnemu z tych księży żadne głupoty do łbów nie strzeliły - tylko w tym pozytywnym: ktoś musiał po prostu całą tę sytuację pokochać i wziąć się do roboty.
        doceń 9
        0
      • annaewa2
        08.03.2020 08:31
        Odkąd nie mieszkam w dużym mieście mam trudność ze znalezieniem odpowiedniej parafii. W pobliżu miejscu zamieszkania mam dwie. W jednej pracuje skazany pedofil z zakazem zbliżania się do dzieci, w drugiej proboszczem jest mój były wykładowca z uczelni, zamieszany w skandale seksualne ze znaną mi osobą. Nie mam ochoty angażować się w życie takich parafii, ani posyłać tam syna. Jeździć gdzieś daleko nie mam jak, bo w niedziele samochodem mąż z córką jadą do swojej parafii.
        doceń 1
        0
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Komu potrzebna cisza?

ks. Tomasz Horak DODANE 07.03.2020 AKTUALIZACJA 13.03.2020

Komu potrzebna cisza?

Zapisane na później

Pobieranie listy