Z Rynku Solnego w Nysie na jasnogórski szlak wyruszyły cztery "szóstki".
To cztery grupy strumienia nyskiego rozpoczęły tu swoją pielgrzymią drogę. Pątnicy na szlak wyszli w niedługich odstępach czasowych między 9.20 a 9.30.
W tym samym czasie z kościoła św. Elżbiety Węgierskiej ruszała franciszkańska „jedynka czerwona”. Te wszystkie grupy spotkają się dziś na obiedzie przygotowanym przez parafian z Korfantowa. Wcześniej, po 11 kilometrach marszu, będą mieli pierwszy postój w Mańkowicach.
Przed Mszą św. księża przewodnicy: ks. Daniel Leśniak, ks. Stanisław Zioła, ks. Jacek Chromniak i szef strumienia nyskiego – ks. Józef Zwarycz prowadzili zapisy do pielgrzymkowych grup, a na dwóch dostawczych samochodach trwało pakowanie bagaży. O 8.00 w kościele Wniebowzięcia NMP rozpoczęła się Eucharystia, zakończona specjalnym pielgrzymkowym błogosławieństwem. A kwadrans później głośny gwizdek oznajmił wszystkim, że można ruszać.
Najpierw na szlak wyszły połączone siły „szóstki niebieskiej” i „szóstki fioletowej”, za nimi ruszyła „szóstka żółta”, a na końcu „szóstka czerwona”. Pielgrzymi tej ostatniej grupy pierwszy krok poprzedzili wspólnym odmówieniem modlitwy zawierzenia.
– W ubiegłym roku byłam na pielgrzymce po raz pierwszy od 25 lat. Namówiły mnie koleżanki, mówiąc, że one dają radę, to i ja sobie poradzę. Zobaczyłam wtedy, jak wiele od czasów mojej młodości zmieniło się na pielgrzymce. Wówczas wielu młodych szło po to, by wyrwać się z domu. Teraz idą ci, którzy robią to z potrzeby serca. Jest nas mniej na szlaku, ale atmosfera jest przeniknięta modlitwą – opowiada Ewa Konowaluk z „szóstki fioletowej”.
– Zmieniły się też warunki pielgrzymowania. Kiedyś spaliśmy w stodołach, pod namiotami, a teraz jesteśmy wspaniale goszczeni w domach. W ubiegłym roku byłam zaskoczona tym, jak wyglądało przyjmowanie nas przez ludzi. To prawda, że pod samą Częstochową trudno o nocleg czy posiłki, ale na Opolszczyźnie mieszkańcy mijanych miejscowości bardzo o nas dbają. Można mieć pusty plecak, ale nie będzie się ani głodnym, ani spragnionym – podkreśla Ewa. Dodaje, że rok temu, po powrocie z pielgrzymki chodziła metr nad ziemią, dlatego nie wyobrażała sobie, żeby i w tym roku nie pójść.