Samotnie wędrują z Kluczborka przez Zębowice do Zawadzkiego, ale od czwartkowego poranka łączą się z całym pielgrzymim strumieniem.
Miejscem, w którym narodziła się Piesza Pielgrzymka Opolska jest Grodziec. To tam proboszczem był inicjator diecezjalnego pielgrzymowania – ks. Edmund Cisak. Przez wiele lat opolscy pątnicy maszerowali właśnie przez Grodziec, ale odkąd szlak poprowadzony został przez diecezjalne sanktuaria w Kamieniu Śląskim i na Górze św. Anny, w całej pielgrzymce pozostała tylko jedna grupa, która w Grodźcu gości każdego roku. To „dwójka pomarańczowo-czerwona”, która łączy kluczborskie parafie Matki Bożej Wspomożenia Wiernych i Najświętszego Serca Pana Jezusa, a także pielgrzymów z okolicznych miejscowości, czy w tym roku nawet z Niemiec.
Na szlaku jest ich setka. Wyróżniają się tym, że ich pielgrzymkowe znaczki są dwukolorowe. – W tym roku pierwszy raz mamy takie znaczki. Dzięki temu nie ma rozróżniania, kto jest z grupy pomarańczowej, a kto z czerwonej. To sprzyja budowaniu jedności. Tworzymy jedną wspólnotę – podkreśla ks. Artur Kasprzycki, tegoroczny przewodnik „dwójki”. Wcześniej dwukrotnie współprowadził tę grupę z ks. Tomaszem Grucą. Obecnie na szlaku wspierają go ks. Łukasz Waligóra, który w przyszłym tygodniu rozpocznie posługę wikariuszowską w parafii NSPJ w Kluczborku, a także kleryk Tomasz Kornek.
Z Kluczborka „pomarańczowo-czerwoni” wyszli na szlak we wtorkowy poranek. Pierwszego dnia doszli do Zębowic, a drugiego przez Grodziec do Zawadzkiego. – Przez te pierwsze dwa dni szliśmy samotnie. Jest to czas zdecydowanie spokojniejszego pielgrzymowania niż później w całym strumieniu. Z drugiej strony w tym czasie jest nam potrzebna większa samodyscyplina np. w pilnowaniu długości postojów – wyjaśnia ks. Kasprzycki. Dodaje, że przez te pierwsze dwa dni odczuwana jest też nutka oczekiwania na spotkanie z pielgrzymami z pozostałych grup. – Chce się spotkać znajomych, porozmawiać z nimi, wymienić się doświadczeniami. I to właśnie od dzisiaj się dzieje – tłumaczy przewodnik.
Po postoju obiadowym w Gwoździanach do "pomarańczowo-czerwonych" dołączył bp Andrzej Czaja, który idzie w pielgrzymce już od środy, goszcząc w różnych grupach. Najpierw ks. Artur Kasprzycki opowiedział mu co nieco o grupie. A później biskup opolski mówił o potrzebie modlitwy za kapłanów, ponieważ czwartek na szlaku pielgrzymkowym właśnie w tej intencji jest przeżywany.
– W naszej 100-osobowej grupie jest niemało nowych osób, jest też niemało młodzieży. A to bardzo cieszy, bo przecież młodzież pielgrzymce jest potrzebna, ona pokazuje nam, że Kościół jest młody – mówi Aleksandra Skoczylas. – Idzie nam się bardzo dobrze. Jesteśmy zwartą i zdyscyplinowaną grupą, a pierwszy raz idziemy bez kabelka, bo mamy nową tubę bezprzewodową – dopowiada. A ks. Kasprzycki wyjaśnia, że tubę jako wotum w pewnej intencji ofiarował grupie jeden z pielgrzymów.
Wśród pomarańczowo-czerwonych najstarszym pątnikiem jest 83-letni Antoni Tyszecki. Na Jasną Górę idzie po raz 29. – Idę, by wypraszać zdrowie dla siebie i bliskich – wyjaśnia pan Antoni. – Jak mógłbym nie chodzić, skoro odczuwam ogromną wdzięczność, że Pan Bóg uratował mnie z katorgi na Wołyniu. Miałem 12 lat, kiedy dzięki życzliwemu Ukraińcowi zostaliśmy ostrzeżeni i uciekliśmy przed rzezią wołyńską – opowiada ze łzą w oku.
Mówi, że ogromne wzruszenie przeżył w środę, gdy na pielgrzymim szlaku w Grodźcu uroczyście odsłaniany był obraz Matki Bożej Sybiraków. – Chcę dojść na Jasną Górę, by podziękować Matce Bożej, że cały czas się mną opiekuje. Mną i moją rodziną. Córka miała trudności z urodzeniem dziecka, przeżyła poronienia. W jej intencji też pielgrzymowałem i teraz w sobotę przyjedzie do mnie z 6-letnim Szymonkiem, moim wnuczkiem. Już nie mogę doczekać się tej chwili – podkreśla pan Antoni.
Pielgrzymka nie jest dla niego wielkim trudem. Przyznaje, że dobre buty to podstawa. W tym roku po pierwszym dniu drogi musiał zmienić obuwie. A o czym marzy? – Chciałbym, żeby Pan Bóg również za rok dał mi siły, by iść na Jasną Górę. To wtedy będzie moja 30. pielgrzymka – mówi.
– Pielgrzymka to czas, kiedy człowiek może bardziej spotkać się z samym sobą w swym zmęczeniu – podkreśla ks. Artur Kasprzycki. – W ciągu roku staramy się szukać czasu na różne doświadczenia duchowe, takie bardziej w skupieniu i rozmodleniu, a na pielgrzymce przez czysto ludzkie zmęczenie doświadczamy oczyszczenia. Zawsze, kiedy wracam z pielgrzymki, jestem oczyszczony. Być może tym, że nie ma tu normalnych aktywności, normalnych zajęć, normalnych warunków spania, jedzenia. Wszystko jest inne, jest wyjątkowe. I to wszystko człowieka kształtuje – mówi. Zachęca też, by w pielgrzymce zobaczyć przestrzeń do pokuty, formowania się i spotkania z drugim człowiekiem.