Trwa debata na temat opolskiej Specjalnej Strefy Demograficznej. Moja myśl jest prosta.
Jedną z kwestii zasadniczych jest sprawa młodych bezrobotnych, którym trudno wystartować w dorosłe życie. I dlatego emigrują stąd, najczęściej już na stałe.
Myśl moja jest prosta. Połowa absolwentów naszych uczelni wyższych nie ma pracy. Czy po skończeniu studiów młodzież wykształcona np. w szeroko pojętych zawodach socjalnych, nie znajdująca pracy w Polsce, nie mogłaby dostać szansy, by wyjechać na rok do jednego z ubogich krajów Trzeciego Świata? Nieco upraszczając – po to, żeby pomagać na placówkach misyjnych.
Wiem, że to nie jest bardzo proste. Ale nie jest niemożliwe. Potrzebna byłaby współpraca państwa i Kościoła – największy oczywiście problem w tym, że także finansowa.
Ale przecież ci młodzi wróciliby inni, poznaliby inny świat. Inaczej patrzyliby na życie po takim roku czy dwóch. Zostawiliby po sobie dobro i nabraliby pozytywnego napędu na wiele lat. Czy nie byłoby korzyścią dla państwa (także dla budżetu), gdyby zamiast zajmować się problemem młodych ludzi z syndromem bezrobotnego i poczuciem nieprzydatności pomogło im zdobyć doświadczenie niedostępne w krajach wysoko rozwiniętych?