Jedni mają dodatkowy chromosom, a innym chyba brakuje piątej klepki…
Przed miesiącem w centrum Opola odbywał się radosny i kolorowy happening opolskiego stowarzyszenia, które wspiera chorujących na zespół Downa. Nie była to pierwsza taka impreza. Podobne obywały się w latach ubiegłych. Zapytałam wtedy organizatorkę, czy wciąż potrzeba takich akcji. Wydawało mi się, że skoro w serialach, w mediach, w życiu poznajemy osoby z zespołem Downa, wiele słyszymy o ich chorobie, to też jesteśmy jako społeczeństwo bardziej tolerancyjni. Usłyszałam wtedy, że nie wystarczy tolerować, że wciąż nie nauczyliśmy się akceptować ich obecności w życiu społecznym.
Dziś jadąc do redakcji miejskim autobusem przekonałam się na własne oczy, że z akceptacją i zrozumieniem bywa różnie. Codziennie na tym samym przystanku wsiada do autobusu starsza pani z dorosłym synem z zespołem Downa, kilka przystanków dalej dosiada się upośledzona koleżanka syna. Pasażerowie, choć rzadko ze sobą rozmawiają, przyzwyczaili się do tej sceny. Dziś mama przyprowadziła syna na autobus, ale z nim nie wsiadła. Za to dwa przystanki dalej wsiedli kontrolerzy biletów.
Chłopak, tak jak inni pasażerowie, przygotował dokumenty. Okazało się, że zapis w legitymacji mówił o konieczności jazdy z opiekunem. Efekt? Prośba o dowód, konieczność spisania, w razie braku współpracy groźba wezwania policji. Chłopak całkiem zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje. Na ile rozumiał sytuację, nie wiem. W jego obronie stanęło kilku pasażerów. Począwszy od sąsiadki, która obiecała skontaktować się z jego matką, przez kilkoro, którzy potwierdzili jego codzienną obecność w autobusie, po tych, którzy próbowali zwrócić uwagę na to, że w ten sposób nie można rozmawiać z osobą upośledzoną. Niemniej kontroler był nieugięty. Stał na wprost chłopaka i bez kompromisu stawiał żądania. Dopiero skasowanie biletu przez sąsiadkę i wręczenie go chłopakowi zakończyło sprawę. Do następnego razu?
Osoby z zespołem Downa potrzebują mądrego wsparcia, trzeba im stworzyć warunki, by mogli żyć, jak inni ludzie. Nie będą menadżerami wielkich firm, ale mogą się uczyć, mogą pracować. Jeśli tylko zdrowa część społeczeństwa zrozumie ich ograniczenia i pomoże im je pokonywać. Tymczasem nawet w autobusie, gdzie mają uprawnienia do darmowych przejazdów, mogą trafić na niezrozumiałe dla siebie przeszkody i stresujące sytuacje.