Tym razem relacja o. Barnaby Dziekana, franciszkanina pochodzącego z Graczy.
Dzięki uprzejmości Małgorzaty Sadowskiej z Opola, która zaprzyjaźniona jest z o. Barnabą Dziekanem OFM mamy kolejną porcję bieżących informacji z rebelii, którą ogarnięta jest Republika Środkowoafrykańska.
O. Barnaba pochodzi z podopolskich Graczy, jest franciszkaninem prowincji Wniebowzięcia NMP (Katowice-Panewniki). W RŚA jest misjonarzem od ponad 20 lat.
Przytaczamy fragmenty listu z 20 kwietnia. Obecnie o. Barnaba mieszka w Bangui, stolicy RŚA, dokąd musiał uchodzić z klasztoru w Rafai przed nacierającymi rebeliantami. W tym kraju pracuje ok. 40 misjonarzy z Polski: zakonników, księży i wolontariuszy świeckich.
Nie chcemy o nich zapomnieć.
"Od wejścia rebeliantów do Bangui upłynął już prawie miesiąc, ale niewiele się poprawiło na lepsze. Rebelianci wykradli wszystko. W biurach i instytucjach państwowych oraz różnych organizacjach humanitarnych, na merostwach, tak w stolicy jak i na prowincji, na uniwersytecie i gdzie tylko się dało poniszczyli dokumentacje i wykradli nie tylko komputery, drukarki i rzeczy wartościowe, ale nawet krzesła i fotele. Biura, szkoły, instytucje państwowe, uniwersytet, posterunki policji i żandarmerii – nic nie funkcjonuje. W szpitalach nie ma lekarstw i ludzie umierają z tego powodu. Cześć chorych przewozi się do sąsiedniego Kamerunu. Kostnice przepełnione. Nie ma wojewodów ani żadnej administracji. Rebelianci nadal napadają i kradną, gwałcą i zabijają. Bezkarnie robią co chcą.
Cały kraj jest sparaliżowany, grasują tylko bandy rebeliantów. Do tej pory nic nie wyjeżdża z Bangui ani nic nie przyjeżdża, bo drogi są pozamykane. Tylko rebelianci panosza się wszędzie, rabują a nawet bezczeszczą kościoły i Najświętszy Sakrament. W dzień zamachu na prezydenta (Niedziela Palmowa) weszli pod koniec mszy do katedry, położyli wszystkich na ziemi i strzelali siejąc panikę. W innym kościele rozrzucili Hostie święte. W wielu przypadkach okazali się agresywni względem misjonarzy i księży tubylczych bijąc ich i kalecząc.
W zeszłą sobotę i niedzielę doszło do starcia w dwóch dzielnicach między rebeliantami i ludnością cywilna. Zginęło sporo ludzi. W niedzielę 3 pociski moździerzowe spadły na kościół protestancki pełen ludzi. Zginęło ponad 20 osób. Ciągle słyszymy strzały od strony miasta, czasami wymiana ognia trwa nawet 2 godz. W mieście nie ma prawie ruchu.
Dlatego żyjemy ciągle w strachu. Dzięki Bogu jeszcze nas nie napadli. Mamy nadzieje i ufność w Bogu, ze nic złego nam się nie stanie. Kościół organizuje się i mobilizuje, żeby być obecny w życiu ludzi poszkodowanych. Modlimy się, organizujemy adoracje, a w niedzielę w 3 różnych kościołach z biskupami na czele zostały odprawione msze św. o pokój.
Widzimy, że w tym wszystkim co się dzieje nie chodzi tylko o zmianę prezydenta, ale o zmiany, które pozwoliłyby na nowa arabską administracje i wprowadzenie islamu. Muzułmanie oficjalnie krzyczą: „teraz nasza kolej”.
Co im przeszkadzał grób pierwszego prezydenta RCA Barthelemy’ego Bogandy, który nawiasem mówiąc był księdzem i to pierwszym w historii RCA? Na nim też się wyżyli, niszcząc jego grób.
Mówi się, że najgorsze jeszcze przed nami. Nie wiadomo jak to wszystko się potoczy. W każdej chwili jeszcze może coś wybuchnąć, bo nic tu nie jest jeszcze uporządkowane. Nawet nowy prezydent nie panuje nad sytuacją".