Gdzie jest Silna Grupa Pod Wezwaniem, pytam.
50. festiwal piosenki w Opolu za pasem, a na opolskim rynku jak dotąd puściutko i raczej smutnawo.
Będzie wspominania dużo, i słusznie – 50 festiwali to nie w kij dmuchał. Każdy swoje wspomnienia ma, swoich ulubieńców z tych 50 lat też. Licytować tu nie będę, bo wiadomo: de gustibus non est disputandum.
Choć wydaje mi się, że w tym roku Anna German przebija wszystkich. I pięknie, i słusznie. Tylko się zastanawiam, dlaczego potrzeba było inicjatywy rosyjskiej (serial), żebyśmy w Polsce zobaczyli, jaki cud był między nami.
Ale specjalnie mnie ten fakt (że Rosjanie) nawet nie zdziwił. Dwa lata temu w Aszchabadzie, stolicy kraju na pustyni, Turkmenistanu, spotykani ludzie często kojarzyli Polskę z Anną German. U nas wtedy o niej głucho było.
Przeglądając program koncertów, oglądając wystawy uliczne, śledząc ogłoszone plebiscyty na najpopularniejszą pieśń polską festiwalową odczuwam pewien brak. Silnej Grupy Pod Wezwaniem mi brakuje. Kazimierza Grześkowiaka i Tadeusza Chyły mi brakuje! Grześkowiak bądź co bądź zebrał na opolskim festiwalu 8 nagród.
Ci, którzy występy Silnej Grupy widzieli kiedykolwiek – nie są w stanie zapomnieć tego klimatu. Ich inteligentne pieśni swojskie weszły do kanonu nie tylko muzycznego: „Chłop żywemu nie przepuści”, „Cysorz to ma klawe życie” albo „Ważne to je, co je moje”.
A komu nie wystarczy argument z walorów artystycznych, przypomnę, że największy triumf polskiej piłki nożnej rozpoczął się w 1974 na stadionie w Monachium od występu Maryli Rodowicz z Silną Grupą Pod Wezwaniem. Jak było potem, z gwiazdami lat ostatnich w roli śpiewaków zagrzewających naszych kopaczy do boju, lepiej może nie przypominać.
Kazimierz Grześkowiak-To je moje
menellump