I co z tą wodą...

Tą wodą z nieba. Deszcz, mżawka, ulewa, grad, śnieżyca...

Na tę wodę w różnych wydaniach sposobu nie mamy. Jeśli już – to tylko potrafimy z jakimś przybliżeniem prognozować. Ale z wodą, która ziemi dotknęła możemy wiele zrobić. Ta woda zawsze jest żywiołem. I jak każdy żywioł albo staje się błogosławieństwem, albo przekleństwem. Nawadnia, ochładza, oczyszcza, porusza, niesie... Do XIX wieku właśnie woda była głównym nośnikiem energii – młyny napędzała, kuźnie poruszała, skały kruszyła. Jak doskonale potrafili to wykorzystać cystersi – inżynierowie w habitach. Jak przemyślnie potrafili kanał energetycznej i przemysłowej wody poprowadzić inżynierowie sprzed kilku wieków w złotonośnych górach za moim oknem. Lubię tamtędy spacerować i podziwiać ich kunszt. Młyny kręcą się do dziś, choć złota już nie ma. Woda jest. Bo niebo jej nie skąpi.

Na ścianie kościoła w Głuchołazach widnieje napis: „Roku 1472 ja, Rzeka Biała, wzburzyłam się aż tu. Do krzyża mieszczanin Witz poradził, i pouczył pójść z sakramentem, i złożyć ślubowanie Bogu i Matce waszej. Na to 2 lipca woda opadła. Dotrzymajcie danego słowa, bójcie się mnie, żywiołu”. Ja wychowałem się nad Odrą. I choć byliśmy tam przyjezdni, przesiąkło w dzieciaka odczucie lęku wobec Rzeki. Ona jest nie tylko czymś, Rzeka ma imię, staje się kimś. To właśnie odnalazłem w napisie na ścianie kościoła: „Bójcie się mnie, żywiołu!”. Jako społeczeństwo, jako państwo przestaliśmy się bać żywiołu. Na różne sposoby. I dlatego woda, która jest błogosławieństwem nieba, po dotknięciu ziemi staje się przekleństwem.

Kilka krótkich ilustracji. Nad wspomnianą Odrą od dziecka widziałem pracujące wciąż pogłębiarki – stały element krajobrazu. Dopóki nie zniknął. No i w r. 1997 przyszła straszna powódź. Rzeka nie zmieściła się w swym odwiecznym korycie, o które ludzie dbać przestali.

Druga ilustracja. Nad naszą Białką „naprawiono” jesienią wały. W istocie zostały one zniszczone, a sprawa nadaje się do prokuratury. Najbliższe oberwanie chmury w rejonie Pradziada skończy się dla nas katastrofą.

I trzecia ilustracja: górska rzeka. Przyszła trzy lata temu powodziowa woda. Zniszczyła ileś mostków. Przy innych powstawały lokalne tamy i rozlewiska. Ale wszystkie stare mostki, także stuletnie przetrwały i nie tamowały przepływu wody. Bo nie wystarczy zbudować betonową konstrukcję mostu, trzeba wiedzieć, jak żyje rzeka.

I ostatnia ilustracja: bystro spadający potok. Deszcze bywają tu bardzo obfite. Kilka dni po katastrofalnej ulewie byłem tam. Woda spłukała warstwę kamieni zalegających w korycie potoku. Zobaczyłem stare dno potoku. Kiedyś, dawno widać temu, zostało wyłożone kamiennymi, ciosanymi płytami ustawionymi na sztorc w poprzek biegu strumienia. Dawni mieszkańcy gór wiedzieli, jak wodę ujarzmić. Wiedzieli też, że warto się przy tym mocno natrudzić. Praca przyda się raz na kilkadziesiąt lat. Ale woda nie stanie się przekleństwem.

Krótko mówiąc – infrastruktura wodna, od kanalizacji burzowej po wielką inżynierię hydrotechniczną, jest w Polsce fatalnie zaniedbana. Wody z nieba nie zatrzymamy, a może być jej dużo więcej. Ale możemy pomóc wodzie tak spłynąć, by pozostając groźna, nie stawała się przekleństwem. „Bójcie się mnie, żywiołu!” – woła Rzeka Biała napisem na kościelnym murze. Na koniec wiersz, jaki napisałem, obserwując Białkę liżącą próg mojej plebanii w roku 1997:

Pajączek

siła wiatru
moc wodospadu
energia atomu
wszystko do usług
potężnego człowieka

chlusnęło deszczem
energia wody
nieokiełznana
niepoliczona
nieujarzmiona

widziałem
jak pajączek żeglował
na liściu
niesionym przez powódź

my
nie potrafiliśmy
nawet tego

A Komisja Europejska powiada, że „Polska zupełnie nie wykorzystała możliwości, by rozwinąć zintegrowane podejście do zarządzania wodami”. I dlatego chce wstrzymać Polsce 2 miliardy euro. Trudno się dziwić.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..