Widokówka z Dobrym Papieżem Janem wisi nad moim biurkiem.
Dziś (11 października) – wspomnienie bł. Jana XXIII, który za pół roku będzie oficjalnie nazywany świętym. I dobrze – bardzo się z tego cieszę. Widokówka z grubawym Dobrym Papieżem wisi nad moim biurkiem. Powiesiłem ją, żeby Jan XXIII nade mną czuwał. No i ujmę to tak: czuwanie jakoś odbieram, ale świętej presji w stylu, że skoro Papież nade mną to muszę się spinać - wcale nie. To lubię.
Jan XXIII jest mi, przyznaję śmiało i z dumą, bliski. Modlę się do niego, pardon, za jego wstawiennictwem. Kombinuję z tą modlitwą prosto: multum polskich katolików pewnie prosi o pomoc Jana Pawła II, więc ja, po cichutku, dyskretnie – jako katolik z Polski – uderzam do Jana XXIII. Nie żeby wygrywać jakieś struny zazdrości i rywalizacji między świętymi, o nie. Na to oni się pewnie nie nabierają. Ale przecież zawsze to miło jak się jest znanym poza granicami swojego kraju, prawda? Na to zatem liczę: że niewielu moich rodaków zawraca aureolę Janowi XXIII. I w ten sposób rośnie prawdopodobieństwo, że on łatwiej zauważy petenta z Polski niż Jan Paweł II, który próśb z naszego pięknego kraju ma z pewnością bez liku. Niech się teologowie śmieją z moich naiwnych założeń, ale ten mechanizm chyba działa. Może ostrożniej – dwa razy już zadziałał.
Jest jeszcze jeden nieświęty powód mojego kultu Jana XXIII. On palił fajkę i papierosy. Ja też kurzę, wielkiej tajemnicy z tego zresztą nie robię. I to jest moja nadzieja – troszkę wbrew moralnym purystom – że palacze mogą być nawet świętymi!