Niezwykła tradycja ku czci świętego w Krzanowicach liczy sobie co najmniej dwa i pół wieku.
- Dzisiaj, choć niejednemu z nas siwizna już przyprószyła skronie, w ten grudniowy dzień wracamy do lat dzieciństwa, do domu rodzinnego, do ciepła i radości, spojrzenia matczynych oczu. I te marzenia przeszłości urealniamy w radości naszych dzieci i wnuków – powiedział na wstępie odpustowej Mszy św. ku czci św. Mikołaja w Krzanowicach pochodzący stąd ks. Piotr Nawrath, proboszcz parafii w Nowym Lesie k. Głuchołaz.
Odpust św. Mikołaja w Krzanowicach to sprawa wyjątkowa.
W 1744 roku na skraju wsi wybudowany został wotywny kościół ku czci świętego Mikołaja, biskupa Miry, patrona m.in. hodowców koni. Co najmniej od tamtych lat bierze się zwyczaj konnego pielgrzymowania do krzanowickiego kościoła św. Mikołaja, zwanego tu z morawska „Mikołaszkiem”.
– To starodawna tradycja odpustowa i jedyna w naszej diecezji procesja konna do św. Mikołaja. Ten „Mikołaszek” zbudowany był z wdzięczności, jako kościół wotywny. Przypuszczam, że z powodu uratowania bydła od pomoru, który w dawnych czasach był największym nieszczęściem dla gospodarzy – powiedział ks. Wilhelm Schiwon, proboszcz parafii św. Wacława w Krzanowicach..
W tegorocznej procesji wzięło udział 28 jeźdźców z Krzanowic, Bieńkowic, Raciborza – Sudołu, Raciborza – Studziennej, Kornowaca i Pietraszyna. Przystrojoną dwukonną bryczką przywieziono księdza proboszcza oraz „świętego Mikołaja”, który rozdawał dzieciom cukierki. – Święty Mikołaj wiedział, że więcej radości jest z dawania niż z brania. Idea sprawiania ludziom radości jest bardzo piękna i warto ją krzewić. Ale nie wolno mylić tych dwóch Mikołajów:świętego biskupa, który jest w niebie oraz Mikołaja wymyślonego, przebierańca – podkreślał w kazaniu ks. Piotr Nawrath.