To świat duszy, nie duszków

Już od soboty na deskach Opolskiego Teatru Lalki i Aktora "Dziady" w nowej odsłonie.

To świat duszy, nie duszków   Fragment spektaklu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Ponad dwugodzinne przedstawienie, wyreżyserowane przez Pawła Passiniego dosłownie zanurza widza w opowiadanej rzeczywistości. Nie ma podziału na widownię i scenę, wchodząc obserwator zostaje porwany przez aktorów, posadzony wśród 400 zrobionych specjalnie na potrzeby tego spektaklu lalek.

Gra świateł oraz muzyka, którą stworzył Sambor Dudziński tworzą niepowtarzalną atmosferę, budują napięcie, czynią przestrzeń wielowymiarową. Interpretacja postaci Poety w wykonaniu prof. Bogusława Kierca, mimo że jest on o pół wieku starszy od granego bohatera, jest niezwykle sugestywna, przekonująca i zapadająca w pamięć.

Premiera odbyła się w sobotę, 14 marca. W tym marcu odbędzie się jeszcze dziewięć spektakli.

Więcej w kolejnym wydaniu Gościa Niedzielnego (GN nr 12/2015).

O spektaklu i jego przesłaniu z reżyserem, Pawłem Passinim rozmawia Karina Grytz-Jurkowska.

Karina Grytz-Jurkowska: Przedstawienie pokazuje nam rzeczywistość bardzo złożoną, gdzie pewne zdarzenia rozgrywają się jednocześnie, dzieje się na pustkowiu, gdzieś na Syberii, jednak scena i widownia pełna jest lalek, anonimowych uczestników...

To świat duszy, nie duszków   Reż. Paweł Passini Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Paweł Passini: - Nasze „Dziady” zaczynają się w momencie, w którym „Dziady” Mickiewicza się kończą, jego inspiracją jest fragment zwany „Oleszkiewicz”. Ten spektakl dzieje się mocno wokół wątku, który stał u podstaw dramatu, historii dyrektora gimnazjum, który dla znalezienia sprawcy napisów przeciwko księciu Konstantego, sprowadził okrutnego senatora Nowosilcowa. Gdy okazało się, że to dzieło jego syna, obaj trafili na katorgę. Ów syn Moleson był pierwowzorem postaci Rollisona. Tu musimy sobie wyobrazić, że pewne rzeczy dzieją się równocześnie – gdy Rollison wyskakuje z okna, w sąsiedniej celi wypowiadana jest Wielka Improwizacja. Poeta, czyli Gustaw-Konrad wciąż zastanawia się, czy mógł zatrzymać Rolisona. Padają pytania o odpowiedzialność, nasze granice i sens cierpienia, czy to był grzech czy akt miłosierdzia.

Wspomniał pan, że nie jest to tyle opis tamtej historii, co zadanie dla widza.

- Tak, spektakl ma skonfrontować nas z tymi symbolami. To nie tylko obrządki, tu cały czas jest pytanie, gdzie jest Bóg. Gusła to ten moment, kiedy nasz świat staje do góry nogami, odzywają się głosy osób, których wśród nas nie ma i nie możemy spanikować, ale usłyszeć je i zadziałać inaczej niż zwykle. Dla mnie to ważne, że to powstaje rękami widzów, że nie ma podziału na scenę i widownię, są oni połknięci przez ten sen. Myślę, że tak faktycznie jest, że nas też dotyczy zdanie „mówcie, komu czego braknie, kto z was pragnie, kto z was łaknie”, bo te niezałatwione sprawy wracają. W trakcie wywoływania duchów, w czasie guseł ci ludzie właśnie to czynią. I tak jak te duchy w gusłach, musimy znaleźć przez niego własną drogę. To też pytanie o naszą religijność o gesty, modlitwę, która jest skuteczna lub nie. „Dziady” opisują świat duszy, nie duszków.

To świat duszy, nie duszków   Gra aktorów, światła, muzyka i scenografia tworzy niezwykły klimat... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Liczy pan na obecność zwłaszcza młodych widzów...

- Tak. Po pierwsze to niesamowite, że mamy taki tekst, że w szkole jako jedną z lektur nagle dostajemy tekst, w którym się opowiada jakie człowiek ma relacje ze zmarłymi. To tak, jakbyśmy dostali niesłychanie skomplikowaną układankę do rąk i to co mnie najbardziej interesuje to to, jak ludzie, którzy dzisiaj pracują na lekcji z tym tekstem, co dla nich oznaczają słowa że coś się wcieliło, że rozmawiamy ze swoimi zmarłymi, że musimy porwać ich do tańca. (…) Jest tam taka część, w której nad przeręblem na tej Syberii siedzi Guślarz, nazywany też Malarzem i mówi się, że on „dziwaczy" i tylko "Bibliję i kabałę bada”, że on już jest po drugiej stronie. To człowiek, któremu się te duchy rozpierzchły i musi je zgromadzić po raz kolejny, ale też musi zgromadzić ludzi. To ktoś, kto jest przekaźnikiem tradycji, tym ostatnim ogniwem, ale ludzie go już nie słyszą, nie rozumieją, nie wiedzą do czego wzywa.

Skąd pomysł, żeby wśród widzów było tyle lalek?

- To kolejny spektakl, po Morrisonie, który zaprasza Lalkę do tańca śmierci. W tym teatrze mamy taką możliwość, by jakiś rekwizyt coś znaczył, był symbolem, potem znów nic nam nie mówił, a potem znowu był cenny. To jak z naszymi wierzeniami - raz te symbole są pełne treści, innym razem to puste pojęcia. Takich „lalek” w naszym życiu jest wiele. Lalek na scenie jest wiele i ciągle je przekładamy. One nie zawsze chcą być tylko rekwizytem, to ciała. I o tym też jest ten tekst, że tam po drugiej stronie ktoś jest, nawet jak jesteśmy samotni, jeśli mamy w sobie miłość, to znaczy, że tam z drugiej strony jest obiekt tej miłości. Ten tekst jest o zrzucaniu posągu boga, żeby w tym miejscu zobaczyć samego Boga.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: