Prok. Dariusz Gabrel: Mord w Barucie był przygotowany perfekcyjnie.
W tym tygodniu w lesie między Barutem a Dąbrówką trwają wznowione poszukiwania szczątków ofiar mordu UB na partyzantach Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania kpt. Henryka Flamego pseud. „Bartek”. Od lat nie udaje się znaleźć masowego grobu ok. 60 ludzi wysadzonych w powietrze we wrześniu 1946 r. w budynku baraniarni w uroczysku „Hubertus”, na miejscu dziś zwanym Polaną Śmierci.
– Nie mamy żadnych dokumentów na temat tej zbrodni. Jeśli jakiekolwiek są – to w Moskwie. Nie mamy świadków. Kto byłby dla nas świadkiem pożądanym? Oprawca. Mieszkańcy Barutu nie wiedzieli, nie wchodzili do lasu, nie wpuszczano ich do lasu. A oprawca nie będzie mówił. Gdyby było inaczej, to kilku funkcjonariuszy UB, którzy byli przesłuchiwani przez prokuratorów IPN i nie tylko, już by te miejsca ujawniło. Przypomnę tylko kilku najbardziej znanych: Zieliński, Zdzisław Pietrzyk – generał pochowany w ubiegłym roku na Powązkach. Żaden z nich o takim miejscu nie wspomniał, mówili tylko, że byli „na akcji”, ale nie byli przy grzebaniu zwłok – mówił na kolejnym domniemanym miejscu pochówku partyzantów „Bartka” prof. Krzysztof Szwagrzyk, naczelnik Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN.
– Sprawa jest skomplikowana, bo po pierwsze – prawo i orzeczenia sądów idą w kierunku wskazującym, że większość zbrodni komunistycznych uległa przedawnieniu. Drugą kwestią jest nasze zmaganie się z możliwością postawienia zarzutu sprawcy, czyli zindywidualizowaniu winy. Tego nasz wymiar sprawiedliwości oczekuje. Jest to bardzo trudne w wypadku osoby, która ma 80 czy 90 lat. Mamy doświadczenia z panem generałem Kiszczakiem. Dochodzę do wniosku, że tych rozliczeń należało dokonać w latach 90. To by było najlepsze i najbardziej efektywne. IPN powstał dekadę później, wszystkie te sprawy były zamrożone. Pytanie zasadnicze: dlaczego tak się stało? Dlaczego jesteśmy tak mało skuteczni w ściganiu zbrodni komunistycznych? Trzeba powiedzieć, że orzecznictwo sądów nam tego nie ułatwiało. Cała dekada lat 90. była dekadą bezkarności. Ten czas umknął nam bezpowrotnie. Dokumentacja Służby Bezpieczeństwa po roku 1990 była w zasobie MSW. Proces tych, którzy niszczyli te dokumenty, też był nieefektywny. Czuję bardzo duży dyskomfort z tego powodu, ale nie spocznę, mimo że instrumentarium prawne jest mało skuteczne. Przypomnę, że uchwała Sądu Najwyższego mówi, że czyny zagrożone karą do lat 5, czyli bicie czy znęcanie się funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa nad ofiarami ulega przedawnieniu. To jest wbrew wszystkim zdroworozsądkowym, wydawałoby się, przekonaniom. Co nam pozostaje? Widzę rozgoryczenie społeczeństwa, które dalej czuje krzywdę. Podobnie wszystkie rodziny osób pochowanych tutaj nie wiadomo gdzie, pod jaką sosną. To jest obowiązek państwa. Nawet jeżeli nie postawimy formalnie przed sądem sprawców, to zgromadzimy materiał, który pokazuje bestialskie mechanizmy, które wtedy działały. To jest też budowanie poczucia sprawiedliwości w społeczeństwie. Jeśli chodzi o sprawę mordu w Barucie to trzeba przyznać, że był przygotowany perfekcyjnie. To świadczy o tym, z jak wielką determinacją ówczesne państwo ludowe podchodziło do takich wrogów, którzy byli mordowani w sposób bardzo perfidny i także profesjonalny – powiedział prok. Dariusz Gabrel, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
- Można powiedzieć, że nie popełniono tutaj błędów, jakie popełniło NKWD w Katyniu. Naprawdę nie ma tu śladów, które pozwoliłyby jednoznacznie zidentyfikować liczbę ofiar i konkretne osoby – dodał prof. Szwagrzyk.