Koło historii dostało czkawki i cofnęło się poza rok 1984 i 1989. I to jest przerażające.
Z nadzieją patrzę na świat – nawet wtedy, gdy coś w tym świecie zgrzyta. Ale jeśli zgrzyty układają się w ciąg powiązany dziwną logiką, jeśli to już nie pojedyncze zgrzyty, a przerażająca kakofonia? „Kakos” po grecku znaczy „źle”. Kakofonia oznacza dźwięki pozbawione harmonii, przykre w słuchaniu. A jeśli ktoś wypowiada słowa, odwracając ich naturalny sens? Jeśli zdania znaczą co innego niż to wynika z sensu poszczególnych słów? To też rodzaj kakofonii, "źlemówienia”. Stąd krok do kłamstwa perfidnie ustrojonego w piękne słówka.
Minęło wiele lat. Minął rok 1984, w naszej polskiej historii minął także rok 1989 – ponoć przełomowy. Koło historii dostało czkawki i cofnęło się poza tamte daty. I to jest przerażające. Sięgnąłem znowu do niesłusznie odsuniętej na dolne półki bibliotek książki George’a Orwella "Rok 1984". Jeśli ktoś nie pamięta, przypominam – Orwell napisał ją w roku 1948. Wiedział dość sporo na temat praktycznej strony systemu stalinowskiego. Objawiła się ona po raz pierwszy w Hiszpanii w roku 1936. Orwell był tam jako dziennikarz i sympatyk strony republikańskiej. Wielu elementów zawartych w powieści nie mógł znać z doświadczenia, wiele z nich było nawet technicznie niemożliwych do zrealizowania w tamtych czasach (chociażby teleekrany i cały system zdalnej obserwacji przez Wielkiego Brata). Skąd Orwell to wziął? Czyżby proroctwo? Nie wiem, nie snuję domysłów. Ale jeśli to jakaś forma proroctwa – to przeraża mnie fakt, że spełnia się ono dalej, choć rok 1984 dawno minął.
Trudno w krótkim felietonie poruszyć wszystkie wątki. Przypomnę tylko nazwy ministerstw: Ministerstwo Prawdy, dalej: Pokoju, Miłości, Obfitości. Oczywiście – każda z tych nazw wyraża totalne zaprzeczenie kryjącej się za nią rzeczywistości. A nowa rzeczywistość jest kreowana nowomową. Jednym z podstawowych jej założeń było radykalne ograniczenie liczby słów, drugim – równie ważnym – nadawanie im nowych znaczeń. A przez to modelowanie ludzkiej świadomości. I właśnie to dzieje się na naszych oczach. Przerażająco kurczy się zasób słownictwa naszego społeczeństwa – nie bez destrukcyjnego wpływu systemu oświaty i jego programów. Podejrzewam, że nawet słowo "oświata” nabrało przewrotnego sensu według Orwella i, jak mówią młodzi, jest "ściemą”. Podobnie zresztą jest ze "służbą zdrowia”. Bo nie zdrowiu jest dedykowana, tylko punktom NFZ. A lekarze i pielęgniarki, którzy chcieliby po dawnemu służyć (są tacy!), skutecznie są blokowani albo eliminowani. Ministerstwo komunikacji od 1989 roku zmieniło nazwę 6 razy, nigdy nie służąc komunikacji, tylko ją utrudniając, a obecnie ma w nazwie infrastrukturę – podczas gdy wewnętrzna struktura państwa przypomina rozbity talerz z bigosem.
Z innej beczki nowomowy. Konwencja mająca wykorzenić przemoc nie zajmuje się przemocą, bo definiuje ją po orwellowsku, przesuwając znaczenie słów. Albo ustawa o leczeniu niepłodności, która nie poświęca uwagi ani leczeniu, ani niepłodności, lecz technikom nieosobowej produkcji ludzkich istnień. Wystarczy. Rozejrzyj się, Czytelniku, uważnie, a znajdziesz w Polsce i w Europie dużo więcej realizacji nowego, pięknego i cudownego świata, jaki przerażająco rysuje Orwell.
Zapytasz mnie, dlaczego ja, ksiądz, zamiast zająć się Ewangelią, sięgam po "Rok 1984" i tropię pomysły Orwella w naszym, przez polityków kreowanym, świecie? Ależ ja właśnie ku Ewangelii zmierzam! Bo jest w niej takie orwellowskie miejsce. To zdanie Piłata (starożytnego polityka oportunisty), rzucone Jezusowi i światu: „A cóż to jest prawda?”. Piłat nie pyta, Piłat gardzi. To Jezus mówi prawdę, a o prawdzie twierdził, że nas wyzwoli. Bardzo boją się tego wszystkie Ministerstwa Prawdy. Dlatego do roku 1989 powieść Orwella była w Polsce zakazana przez cenzurę. Proponuję kupić książkę, póki nie zostanie ewaporowana z naszej przestrzeni. Na razie jest dostępna, sprawdziłem – kurier mi do domu przywiózł bez przeszkód. Za trzy dychy – choć warta dużo więcej.