Przekaz informacji, wiadomości, swoich wrażeń i przemyśleń musi iść w parze z Dobrem.
Wszyscy mają komórki. Znaczy – telefony. Mój półtoraroczny ostatnio uaktualnił swój system operacyjny. Jak już przestał cudować, poprosił o PIN – no i dobrze. Sprawdziłem, czy nie powłączał jakichś niepotrzebnych funkcji, które tylko baterię zjadają. Poprawiłem niektóre ustawienia. Aliści następnego dnia zauważyłem, że telefon jest wciąż ciepły, a w południe baterii została połowa pojemności. Znaczy – ktoś (coś) miesza mi w telefonie. Długo szukałem winowajcy. Znalazłem. Było włączone śledzenie mojej lokalizacji – mimo że przedtem świadomie je wyłączyłem. Jasne, któraś z aplikacji potrzebowała tej funkcji. Dobrze, że jestem wiejski proboszcz, na dodatek prawie emeryt – nikt chyba nie potrzebuje mojej lokalizacji na bieżąco. Ale nie wiem, czy na przykład nasz naczelny nie mógłby być obiektem zainteresowania? Czyjego? Bo ja wiem? Media z definicji są pod obstrzałem. A jeśli można darmowym programikiem zmusić telefon, by jego lampa błyskowa zamieniała się w latarkę, to pewnie można także zmusić jego mikrofon i nadajnik do podsłuchu i zapisywania „w chmurze” – nie trzeba iść „do Sowy”. Oj, chyba pójdę nad rzekę i utopię mój telefon! Trochę będzie szkoda, a abonament i tak będę przez kolejne miesiące płacił. Też nie interes...
Powiesz: o czymże to ten Horak pisze? A czyż to nie jest portal ludzi otwartych? Wierzących, wątpiących i poszukujących? Myśląc o wierze w perspektywie szukania Pierwszej Przyczyny oraz Źródła Dobra, nie wolno zamknąć się na otaczającą nas rzeczywistość. Także tę wykreowaną przez nas samych. Techniki informatyczne nie tylko w śledzeniu nas są dobre. Także w trąbieniu o sobie i nie tylko o sobie. Kiedyś były „papierowe” felietony – a być felietonistą było nobilitacją. Bloga można samemu prowadzić. Zrobić nim można coś dobrego, ale złego także, wpuszczając ludzi postronnych do swojego życia, do domu, do kręgu najbliższych. Można ćwierkać na Twitterze – co robią i wielcy tego świata. Powiesz, że to wszystko – od śledzenia lokalizacji po blogi i Twittery – służy prawdzie. A nieprawda. Bo przekaz informacji, wiadomości, swoich wrażeń i przemyśleń musi iść w parze z Dobrem. Użyłem dużej litery dla podkreślenia, że nie o jakieś chwilowe, doraźne, partykularne dobro chodzi – a o wartość metafizyczną, zakorzenioną w Bogu jako źródle i wzorcu każdego dobra. Tylko w nierozłącznej jedności Prawda i Dobro mogą być sobą. Inna rzecz, że wielu dziennikarzom, redaktorom, wydawcom, właścicielom wszelakich mediów tę regułę przypomnieć by trzeba. Zbyt często bowiem mijają się albo z Prawdą, albo z Dobrem, a jeszcze częściej z ich nierozdzielnością. I zawsze w imię interesu. Bywa, że ogromnego i mglistego.
Współczesne technologie dają niesamowicie skuteczne narzędzia zdobywania informacji. Lokalizacja, obraz – i jako zdjęcie, i jako film – nagranie, podsłuch i inne techniki są jednak jak ogień. Można się przy nim ogrzać, można dziczyznę upiec, ale można domostwo spalić, a miasto w perzynę obrócić – z czego niegdyś i Tatarzy korzystali. Dzisiejsze technologie są tym niebezpieczniejsze, że przestrzeń nie odgrywa roli, a czas dotarcia na „koniec świata” wynosi zwykle kilka sekund. Pożarów w ten sposób wznieconych byliśmy już świadkami.
Dobrze, że nad nami jest Boża Opatrzność – piszę to jako człowiek wierzący, dzieląc się wiarą z szukającymi. Lękam się natomiast nieboskiej opaczności ludzi, którzy mogą sięgać po perfidnie niebezpieczne narzędzia podpalania świata. Bo „opaczność” od słowa „opaczny” się wywodzi. A światu potrzeba Prawdy i Dobra.