Jeszcze raz sięgamy po pieśń pielgrzymów wstępujących po długich schodach z głębokiej doliny do świątyni Pana w Jerozolimie (nagłówek „Pieśń stopni”).
Oczyma wyobraźni widzimy, jak zadzierają głowy ku wysokości świątynnych murów. To tak wysoko, jakby już widzieli niebo, w którym Bóg mieszka. Słudzy wpatrują się w ręce swych panów, służebnice w ręce swej pani. Ciekawe to podwojenie spojrzenia – autor pieśni widzi w Bogu i Pana, i Panią. Oczywiście – Boga nie można wtłoczyć w ramki ziemskich realiów i schematów. Nie jest to jedyne miejsce ani w psalmach, ani w Biblii, gdzie w wyobrażeniach o Bogu dostrzegamy wątek nie tylko ojcowski, ale i macierzyński. Tego Boga o zmiłowanie pielgrzymi proszą. Psalm prawdopodobnie powstał jako wspomnienie wstępowania po świętych stopniach do Bożego domu – wspomnienie Izraelitów uprowadzonych do niewoli babilońskiej. Tam, gdzie sponiewierani mieli już dosyć pogardy, gdzie nad miarę nasyciły ich szyderstwa pełnych pychy mieszkańców Babilonu. Przeżywając we wspomnieniach radość pielgrzymowania do miejsca świętego, wypowiadali swoją nadzieję, swoje przekonanie, iż w końcu Bóg zmiłuje się nad nimi. I my wypowiadamy w tym psalmie naszą nadzieję.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.