Getta tworzyć nie będziemy, ono powstanie samoistnie.
W spotkaniu nie tylko brałem udział, ale byłem jedną ze stron. Drugą stroną był Mirek, Czech, wierzący chrześcijanin, kasztelan od lat zawiadujący wieżą Franciszka Józefa na szczycie Biskupiej Kopy (889 m. npm). Po jakimś czasie doszedł jeszcze jeden ksiądz oraz dziennikarka. Z wysokości Kopy widok rozległy. Ludzi przewija się wielu, słychać trzy języki – czeski, polski, niemiecki. Kasztelan ma ciekawe spostrzeżenia i poglądy; warto z nim pogadać. Temat był wywołany sytuacją aktualną. Imigranci... Rząd w Pradze szuka miejsc, gdzie by można uciekinierów napływających do Europy osiedlić. Temat znamy i miał „w tym temacie” kłopoty przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Ale pozostańmy na naszym szczycie, u którego stóp leży urocze miasteczko. Rząd w Pradze zaproponował ulokowanie tu jednego z ośrodków dla uchodźców. Nic nowego. To z perspektywy Republiki Czeskiej zakątek za górami, za lasami. W latach pięćdziesiątych osiedlono w okolicy Greków, uciekinierów po wojnie domowej – zostali do dzisiaj. Mieszkają tutaj także Romowie prowadzący osiadłe życie. Na posiedzeniu rady miejskiej rządowa propozycja została odrzucona – zadecydował jeden głos. Dla mnie zaskoczeniem było to, że ktoś w ogóle mieszkańców o zgodę pytał.
Po naszej, polskiej stronie damy w pobliskich Głuchołazach schronienie uchodźcom – rodzinom chrześcijan z Syrii. Czy jest problem i czy będą inne z tym związane? Bez wątpienia tak. Ale czy owo „tak” ma spowodować odrzucenie ludzi potrzebujących pomocy? Nie. Inna rzecz, że mówię o dwóch sprawach – o otwarciu przestrzeni Europy na uciekinierów z północnej Afryki i o schronieniu dla prześladowanych chrześcijan z Syrii. To jednak nie to samo – mimo zachodzących analogii. Dlatego rozróżniam uciekinierów i uchodźców. Powiedział ktoś, że dając schronienie uchodźcom nie będziemy tworzyli getta. Dobrze powiedział. Odpowiem dwoma ilustracjami. Mieszkał do niedawna na terenie mojej parafii Baszkir. Postsowiecki człowiek, któremu udało się wyrwać w świat. Dorobił się przede wszystkim drążącej go samotności. Mimo że muzułmanin, samotność gasił alkoholem. Życie zgasił. Znaliśmy się z Sagitem i nieraz pogadali, wiem. To było jednoosobowe getto. Druga ilustracja. Ileś lat temu w ramach otwierania granic Polski dla Polaków z Kazachstanu trafiła do naszej gminy jedna rodzina. Trochę było wokół tego propagandowego szumu – pozytywnego, nie powiem. Mieszkanie było, pomoc była. Po jakimś czasie wszystko ucichło. Nawet nie wiem, co było (i jest) z nimi dalej. No bo cóż nasza okolica może zaoferować, skoro ludzie wieją stąd w tempie prawie 2% populacji rocznie. Jakie moje podsumowanie? Getta tworzyć nie będziemy, ono powstanie samoistnie. Na integrację wszakże trzeba kilku pokoleń. A po drugie – nie obawiajmy się zbytnio, oni stąd wyjadą. Polska z wielu względów nie jest atrakcyjnym krajem. Tym bardziej jednak trzeba otworzyć serca i potrzebne ośrodki, okazać się przyjaciółmi wszystkich.
Ćwierć wieku temu napisałem dla Gościa jeden z moich pierwszych felietoników, w którym kreśląc wizję przyszłej Europy i zamieszkujących ją Europejczyków, użyłem określenia „nowy europejski naród”. Dostałem reprymendę od czytelników. Po upływie ćwierć wieku jestem pewien, że miałem rację. Tylko trudno wyrokować, w którą stronę dokonają się zmiany. Bo cóż nas Europejczyków jeszcze łączy? W tym momencie głos zabrał kasztelan Mirek. „Was w Polsce łączy wiara. Tego w Czechach nie ma. A w Europie niewiele”. Chciałem coś powiedzieć o tej naszej, coraz bardziej rozmywającej się wierze. Ale mi przerwał. „U was nawet komunista przychodził wziąć ślub i dziecko ochrzcić. Ludzie są świadomi, że wiąże ich wiara. To jest siła polskiego społeczeństwa”.
Wracałem z międzynarodowego spotkania na szczycie powtarzając słowa kasztelana. Jakby z niedowierzaniem. Zrozumiałem je jako ogromne wyzwanie dla Kościoła w Polsce.