Jeśli w banalnych sytuacjach, przy obojętnych treściach można, słuchając, nie słyszeć, cóż mówić o słuchaniu Niewidzialnego?
Temat wraca z coraz większą natarczywością. To było w zakrystii – teraz miejscu moich najczęstszych kontaktów z dziećmi. Jeden z ministrantów (zaczęta klasa piąta) pyta o kolor ubioru. „Zielony” – odpowiadam znad brewiarza. Po chwili słyszę jego głos: „Zielony?”. „Tak, zielony". Gdy stanąłem już przed szafą i wyjąłem zielony ornat, zobaczyłem go przed sobą ubranego na czerwono. „Zielony!” – już nie pytał, był zdumiony. Ja też. „Dwa razy pytałeś, dwa razy ci odpowiedziałem”. Był koniec wakacji, upały, mnie też się trafiają chwile zaćmienia umysłu.
Wieczorem, w czasie spaceru z psem, gdy obserwowałem baraszkujące nad rzeką młode lisy, scena z zakrystii wróciła. Uświadomiłem sobie, że podobne sytuacje powtarzają się co jakiś czas. Co jaki? Trudno powiedzieć, nie notuję. W każdym razie częściej niż kiedyś. Dzieciak patrzy w oczy, mówi: „Dobrze” i robi co innego albo odwraca się i odchodzi, jakby nie słyszał. Jak tu się nie zastanawiać nad tym wszystkim?
Może w dziecięce (oj, nie tylko dziecięce) uszy wlewa się za zbyt wiele słów i jakiś ochronny, psychologiczny mechanizm części z nich blokuje drogę do świadomości? Jeśli tak, to którym? Niechcianym? Przypadkowym? Niewygodnym? Są mechanizmy kontrolowane świadomie. Dlatego mama woła do córki: „Masz piątkę, kupisz sobie tego loda”. Mała już gotowa biec do sklepu. „Ale przynieś także kilo mąki”. Jestem przekonany, że obserwowane przeze mnie mechanizmy blokady nie są ani świadome, ani kontrolowane. Ten wątek zostawiam psychologom i pedagogom z doktoratami.
Mnie niepokoi inny wątek. Duszpasterski – choć należałoby go nazwać jakimś szerszym określeniem. Bo jeśli w banalnych sytuacjach, przy obojętnych treściach można, słuchając, nie słyszeć, cóż mówić o treściach trudniejszych? I o słuchaniu Niewidzialnego? Problem to nienowy. O czymś takim mówił Jezus, powtarzając słowa proroka Izajasza (Mt 13, 13n). Tyle, że Jezus mówił do ludzi dorosłych i o ludziach dorosłych. O tych, których styl życia zniszczył wrażliwość na prawdę i dobro. Którzy stali się przewrotni i przewrotność wybrali. A ja obserwuję mechanizmy blokady u dzieci, widzę nasilanie się tego zjawiska. Groźnego zjawiska. Bo przecież jeśli w dziecku utrwali się taka przypadłość, to z czasem proces wychowania będzie bardzo trudny, a pewnie i niemożliwy. To chyba już się dzieje.
Jak dzieciom i młodzieży pomóc w przezwyciężaniu tych blokad? Na pewno nie pomogą w tym szkolne testy. Na pewno nie pomogą niezrozumiałe katechizmowe definicje. Ani programy katechetyczne w tautologicznym stylu: „Bóg nas kocha – my kochamy Boga” (choć sama prawda o miłości jest bezsporna). A co pomoże? Nie wiem, jestem z poprzedniej epoki (a może sprzed dwóch). Nie rozumiem tych dzieci ani nawet ich rodziców. Widzę problem. Z całym przekonaniem jednak mówię: przerwijcie grę pozorów w szkole, na katechezie – i tej szkolnej, i tej przyparafialnej. Uczcie młode pokolenie słuchać ciszy i patrzyć w oczy (tego większość też nie potrafi). Mówcie do siebie powoli i tego oczekujcie od dzieci – coraz więcej ludzi trzepie z ekspresową szybkością tak, że świadomość nie nadąża za odbiorem uszu (tego perfidnego sposobu używają prezenterzy telewizyjni, aby niweczyć świadomy odbiór!). I najważniejsze: mniej słów, tak, by każde miało swoją wagę i znaczenie.