Grzegorz Tomaszewski trafił do obozu Auschwitz-Birkenau mając 5 lat. - Na nóżkach nie mógł stać, dlatego dożywiałyśmy go, żeby Mengele nie zabrał go do gazu – mówiła o nim więźniarka pani Apolonia.
A tak ogólnie to panu powiem, że później mnie coś szczęśliwie prowadziło przez całe życie. Tak, jestem prowadzony. Nie mogę narzekać, bo po tych cierpieniach i po tym wszystkim... Opatrzność nade mną czuwa – mówi Grzegorz Tomaszewski i przerywa, hamuje łzy. Ma 77 lat, choć według papierów mógłby twierdzić, że o rok mniej. W czasie półtoragodzinnej rozmowy pięć razy musi przerwać swoje opowiadanie. Nie potrafi albo nie chce wydobywać dalszych słów. Te przystanki zdarzają się po słowach: wagony, mama, pani Apolonia, Opatrzność. Nie siada przy stole. – Bo jak usiądę, kiedy to wszystko zaczyna się przypominać, to wpadam w taki dół, w depresję. Postoję – tłumaczy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.