Kilkaset osób, bez specjalnego przygotowania wykonało piękny, ciepły koncert.
Sala była pełna mimo zimowej aury na zewnątrz Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość
Drugą odsłonę Opolskiego Śpiewnika Rodzinnego zorganizowały Diecezjalna Fundacja Ochrony Życia i Diecezjalny Instytut Muzyki Kościelnej. Aula Wyższego Seminarium Duchownego zapełniła się do ostatniego miejsca.
- Przyjmijmy słowa zachęty, byśmy radośnie głosili słowa Ewangelii śpiewając kolędy. Kto dobrze śpiewa, dwa razy się modli, więc śpiewajmy, radośnie, gromko, na chwałę Bożą - przywitał obecnych na sali biskup Rudolf Pierskała.
I popłynęły kolędy - znane wszystkim i te mniej popularne. Jednak nawet w tych sztandarowych wielu miało rzadką okazję przypomnieć sobie dalsze zwrotki, dośpiewać je do końca.
Dzieci mogły zaprezentować się śpiewając np. "Lulajże Jezuniu" Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Przedtem jednak dyrygenci, Anna Szczędzina i Tadeusz Eckert, potraktowali publiczność jak profesjonalny chór i poprowadzili ćwiczenia z emisji głosu, uaktywniające przeponę i poprawiające dykcję.
Tak jak poprzednio solówką mogli popisać się i chętni dorośli i dzieci.
- Przyszłam z córkami: 10-letnią Martyną i dwa lata młodszą Matyldą. Dzieciom się bardzo podoba, zwłaszcza młodsza bardzo lubi śpiewać i nawet dziś zaśpiewała sama. To nie jej pierwszy występ, ale przed takim audytorium to nie lada okazja, zwłaszcza, że jest dzieckiem autystycznym. Jesteśmy drugi raz i kolejne też się wybierzemy - uśmiecha się Teresa Ryczek z Opola.
Dla akompaniatora było nie lada wyzwaniem nadawać ton tak dużemu chórowi, w dodatku bez wcześniejszych prób. Maciej Lamm, wykładowca Diecezjalnego Instytutu Muzyki Kościelnej i organista opolskiej parafii św. Michała Archanioła (na Półwsi) chwali jednak publiczność.
Dyrygenci przeplatali kolędowanie profesjonalnymi wskazówkami Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Z pomocą przychodzi to, że oni chcą śpiewać i przez to dają się porwać tej treści i melodii, nie trzeba nikogo zmuszać ani zachęcać. Jest kumulacja dobrych, ciepłych emocji. Razem zwieramy szyki - dyrygenci, akompaniator i ludzie w rzędach i efekt mamy wspaniały - podkreśla.
Brakło jedynie obecności prof. Jana Miodka, który niestety się rozchorował. Pięknym gestem było jednak to, że na początku imprezy, w nagłośnionej na salę rozmowie telefonicznej przeprosił za nieobecność pozdrowił czekających na niego opolan.
Ks. Andrzej Demitrów, wspierający z pierwszych rzędów męskie głosy po koncercie opowiadał: - Przyszedłem przede wszystkim pokolędować. Oczekiwałem, że będzie komentarz prof. Miodka, więc jest trochę niedosytu, bo każda z kolęd mogła być pięknie wprowadzona od strony treści, jednak samo śpiewanie miało niepowtarzalny urok.
Słaby wzrok, wiek, trudności z chodzeniem czy niepełnosprawność to nie przeszkoda, jeśli się chce śpiewać Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Na wspólne kolędowanie zjechali się nie tylko opolanie.
- Przyjechaliśmy z Prudnika. Było bardzo miło, dobrze się śpiewało. Szkoda tylko, że nie było prof. Miodka, bo by coś poopowiadał - podsumowuje Janina Krzywicka.
- No właśnie, ja głównie ze względu na niego się tu wybrałam, stąd jestem nieco zawiedziona, choć było pięknie - przyznaje jej córka, Alina Puzio. - Dostałyśmy od kogoś wejściówki i stąd mogłyśmy tak rodzinnie i wspólnie tu pokolędować. To było bardzo fajne - dopowiada druga córka, Aurelia Walczuk.
Wiosną - w kwietniu i maju chętni mogą przyjść na kolejne śpiewniki - kresowy i śląski.