Wspomnienie wielkiej "Odry"

Antoni Piechniczek w Opolu: Talent, który jest leniwy, przestaje być talentem.

Choć największy sukces trenerski osiągnął, zdobywając z reprezentacją Polski na mistrzostwach świata w Hiszpanii (1982 r.) trzecie miejsce, podczas spotkania w Opolu trener Antoni Piechniczek wspominał przede wszystkim swoje cztery lata pracy w „Odrze” Opole. Był to najlepszy okres w historii klubu – ze słynną jesienią 1978/79, kiedy opolski klub był mistrzem jesieni i gromił wszystkie ówczesne potęgi. Wystarczy przywołać niezapomniane do dziś 5:3 z Legią w Warszawie. – Nikt jeszcze w historii Legii w jednej połowie pięciu bramek na jej stadionie nie strzelił – przypomniał Piechniczek.

– Nie chcę się nikomu przypodobać. Obiektywnie mówię: Opole dało mi tę wielką szansę, a ja tylko starałem się ją wykorzystać – podkreślał kilkakrotnie Piechniczek, który jako 32-letni trener został sprowadzony do Opola z BKS Bielsko przez ówczesnego prezesa OKS Feliksa Gruchałę za radą dziennikarza Radia Opole - Konstantego Puzyny i szefa radia Romana Pilardego. Znakomite wyniki osiągnięte z opolskim klubem sprawiły, że Piechniczek został powołany na trenera narodowej jedenastki.

Spotkanie, do którego okazją była promocja książki - biografii A. Piechniczka „Piechniczek. Tego nie wie nikt” autorstwa Beaty Żurek i Pawła Czado, ściągnęło kilkudziesięciu czytelników i kibiców. Tak zdominowanego przez mężczyzn audytorium w Miejskiej Bibliotece Publicznej chyba jeszcze nie było.

– Antek, ja Cię zawsze podziwiałem, byłeś wzorem dla mnie. A wiesz dlaczego? Bo kochałeś swoją mamę. Ile razy żeśmy rozmawiali, to Antek tylko: mama to, mama tamto, mama bryle potrzebuje itd. Tym sobie zasłużyłeś na szacunek jako wielki człowiek. Jesteś Antek wielki i więcej nie chciałem powiedzieć - wspominał Norbert Lysek, ówczesny dyrektor Zakładów Wapienniczych w Tarnowie Opolskim, które sponsorowały „Odrę” (18 piłkarzy pobierało tam pensję) i późniejszy prezes ds. piłki nożnej w „Odrze”. Po tych słowach widownia zareagowała gorącymi oklaskami.

Trener Piechniczek w czasie spotkania przypominał sukcesy „Odry”, które przypisywał m.in. ostremu treningowi w lasach Turawy i zaangażowaniu piłkarzy wywodzących się głównie z terenu województwa opolskiego. – Talent, który jest leniwy, przestaje być talentem - mówił trener. I choć podkreślił, że w książce nie ujawnia sensacji, bo „pewne rzeczy trzeba zabrać ze sobą do grobu”, to nie brakło soczystych wspomnień, np. o tym, jak Zbigniew Kwaśniewski w obronie kolegi klubowego znokautował w szatni restauracji „Europa” świeżo upieczonego mistrza Polski w boksie .

W ciepłych i pełnych uznania słowach opowiadał Piechniczek nie tylko o najlepszych ówczesnych piłkarzach: Kwaśniewskim, Młynarczyku, Bolcku, Korku, Klose (Józefie) czy Wójcickim, ale także o swojej żonie. - Ja bym nie był tym, kim jestem, gdyby ona nie zapewniła mi spokoju w domu, odpowiedniego wychowania dzieci, dobrego klimatu i warunków. Ona mi nawet pomagała wyprowadzać piłkarzy z knajpy! - wspominał Antoni Piechniczek, opowiadając o tym, jak po meczu razem z żoną spacerował po Zaodrzu, sprawdzając czy samochody zawodników stoją pod domami. Jeśli nie - ruszali na poszukiwanie świętujących tryumf piłkarzy.

Jednak ta niewdzięczna strona pracy trenerskiej nie zdominowała spotkania. Piechniczek nikogo nie oskarżał. Jeśli musiał skomentować przykry fakt, to robił to elegancko (tak np. mówił o tym, że prezes Dziurowicz odmówił żądaniu trenera, by skreślić z kadry Andrzeja Juskowiaka, Tomasza Iwana i Wojciecha Kowalczyka po meczu z ZSRR, w którym spisali się bardzo słabo).

Choć epoki piłkarskie się zmieniały i dzisiaj w futbolu - jak zauważył Piechniczek - „rządzą menedżerowie”, wspomnienie wspaniałych lat „Odry” wciąż żyje w wielu opolanach. Także w piszącym te słowa, który nie żałuje nawet „brania w pysk” od kibiców „Śląska” Wrocław czy ataku kiboli „Ruchu” Chorzów na pociąg wiozący opolskich kibiców. Warto było.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..