Europejczykom potrzebna jest wiara – jako postawa, jako świat wartości, jako styl życia, jako siła kształtująca kulturę i społeczne relacje.
Czy relacje i komentarze dotyczące napływu muzułmanów do Europy już nas znudziły? Być może. Wszelako natknąłem się w internecie na filmową relację z Luton w hrabstwie Bedfordshire (blisko Londynu). Zwyczajne angielskie miasto. Dzielnica muzułmańska. Niska zabudowa, rząd małych sklepów ze straganami wychodzącymi na chodnik, porządnie ubrani ludzie, sklepikarz w białym fartuchu. Anglia. I język angielski.
Przytoczę słowa lektorki: „Wasze miasto? – Nasze miasto! – Wasze miasto? To chrześcijańskie miasto! – To nie jest chrześcijańskie miasto. Co? Jesteś zazdrosna? Zazdrosna, że przejmujemy to miasto?” To fragment dialogu owego sklepikarza i liderki grupy chrześcijan idącej chodnikiem. Krzyże w rękach, gazety. Muzułmanie reagują żywiołowo, krzykliwie, nie żałują obelżywych słów. Nie przekraczają jednak granicy ataku fizycznego. Brytyjczycy chrześcijanie ze stoickim spokojem idą...
No cóż, muzułmanie są tu nie od dziś, ani od zeszłego lata, gdy zaczął się ich zwarty marsz na Europę. Przesiąkali tu od dawna. Celowo użyłem słowa „przesiąkali”. Oddaje ono ważny aspekt problemu. Otóż, gdy tworzy się jakaś pusta przestrzeń, a nawet tylko puste obszary czy szczeliny – tam wedle praw fizyki, a w sferze społecznej wedle praw historii, zaczyna się proces wypełniania tej pustki z zewnątrz. Kilka dziesięcioleci temu w krajach Europy Zachodniej zaczęła tworzyć się pustka demograficzna.
W całej Europie zaczęła narastać pustka aksjologiczna – to znaczy, że świat wartości duchowych, moralnych, religijnych, społecznych, rodzinnych, artystycznych kurczył się coraz bardziej. W wielu krajach Europy bliski jest zaniku. I ta pustka o dwóch obliczach – demograficznym i aksjologicznym – wsysa od dawna ludy (tego słowa używało się w historii) silniejsze demograficznie i aksjologicznie. Bo możemy świata ich wartości nie rozumieć, możemy twierdzić iż jest zdegenerowany, możemy lekceważyć. Ale to nie zmienia faktu, że nasz świat wartości prawie że się rozsypał. Obserwujemy – z przerażeniem – kolejną fazę tego zasysania przez nasz świat potencjału z zewnątrz. Jest to faza nie obserwowanej od kilkunastu stuleci wędrówki ludów. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach, Bogu dzięki.
Tak, Bogu dzięki. Bo to, co się dzieje w Niemczech, Francji i innych sybaryckich krajach Europy, jest wielkim i to w ostrej fazie wyzwaniem Bożym dla nas, którzy deklarujemy się jako chrześcijanie. Jako duszpasterz wiem, że deklaracje poszczególnych osób mają bardzo różny ciężar gatunkowy – to zwykła przypadłość ludzkich społeczności. Inne prawidło historii daje nam cień nadziei. Otóż zwykle najeźdźcy przejmowali kulturę narodów podbitych.
Oczywiście, przenikanie kultur, wątków językowych, religijnych, społecznych stanowiło przedziwną nieraz sumę obustronnych oddziaływań. Jak będzie tym razem? Nie wiem. Podsumowanie będzie możliwe za wiele pokoleń. Ale przecie na jego wynik zapracuje przede wszystkim nasza generacja. I nie mówmy, że nie interesuje nas to, co będzie za kilkaset lat. Jeśli jednak nie będzie nas to interesować, to już teraz za tę obojętność zapłacimy wielką cenę.
Co mamy czynić? Pamiętać, że muzułmanie ciągną do Europy nie tylko zwabieni przedziwną siłą pieniądza zwanego euro. Idą z okrzykiem „Allach akbar!” – Bóg jest wielki! Możemy oskarżać ich wiarę, że fanatyczna. Z tych oskarżeń nic nie wyniknie. Europejczykom potrzebna jest wiara – nie tylko jako deklaracja, nawet nie jako przekonanie.
Potrzebna jest wiara jako postawa, jako świat wartości, jako styl życia, jako siła kształtująca kulturę i społeczne relacje. Tylko chrześcijańska Europa jest w stanie przetrwać.