Festyn w Sławięcicach też. Widzieliście proboszcza kilkadziesiąt metrów nad parafianami?
Festyn przygotowywany w Sławięcicach przez kilkanaście stowarzyszeń, związków, towarzystw, szkół, grup parafialnych i nieparafialnych, słowem – przez armię miejscowych wolontariuszy trwa od dzisiejszego ranka, a zakończy się jutro popołudniu. Kilkadziesiąt atrakcji różnego rodzaju, dla ludzi w każdym wieku. Maluchy na karuzelach i zjeżdżalniach, wiadomo. Inna kolejka do zmierzenia siły kopnięcia piłki – nie może być inaczej, przecież stąd pochodzi Józef Klose, ojciec Mirosława. Zresztą pan Józef gdzieś tu się na festynie kręci wśród ludzi. Jutro wręczy prezesowi klubu podarunek od syna – ok. 30 kompletów piłkarskich strojów, piłek etc.
Jadło różnego typu – przygotowywane przez mieszkańców poszczególnych części tej dzielnicy Kędzierzyna-Koźla. Pani Irena Kwoczała grozi mi wałkiem do ciasta kiedy mówię, że tym razem napiszę o nich źle. Panie prowadzące razem z nią pchli targ w śmiech. Wszystko tu można kupić za złotówkę, a rower w dobrym stanie za sto. Jest loteria z wycieczką do Budapesztu - główną wygraną. O 18.30 będzie śpiewał Krzysztof Krawczyk. Wcześniej ks. proboszcz Marian Bednarek w koszu drabiny strażackiej wędruje kilkadziesiąt metrów nad tysiącem osób, które siedzą, rozmawiają, bawią się słuchają. Orkiestra dęta pod dyrekcją tutejszego wieloletniego organisty Melchiora Jochema gra.
– Dochód z festynu pójdzie na remont kościoła i cele charytatywne – informuje ks. Bednarek po szczęśliwym wylądowaniu na ziemi. Małe dzieci tańczą, dziewczęta śpiewają śląskie pieśni. Grupa z DPS przygotowuje się w podnieceniu do występu. Strażacy przeprowadzają dzieci przez komorę dymową.Normalnie Meksyk! (tak się dawniej mówiło). Tym razem jednak Gerard Kurzaj, prezes Towarzystwa Przyjaciół Sławięcic, jeden z organizatorów tego święta nie w teksańskim sombrero jak bywało przez lata, ale w napoleońskim bikornie. Nie dociekam skąd ta zmiana, pytam tylko: po co to wszystko?
Gerard Kurzaj (w kapeluszu) - prezes TPS Andrzej Kerner /Foto Gość – Trzeba się zastanowić: jak długo możemy płakać? Albo zastanawiać się nad problemami życiowymi? Albo mówić, że jestem chory albo mi ktoś umarł. Istotą chrześcijaństwa jest radość. Przecież Pan Jezus zmartwychwstał. Niektórzy nawet żartują: jestem ciekawy jak to w tym niebie będzie. Ja słyszałem starszych ludzi, którzy tak mówią. To jest wspaniałe jak ktoś tak mówi. Ale my tu jesteśmy na ziemi. Życie jest niezwykłe. Nie wiemy na czym to wszystko polega, ufamy Panu Bogu, że wszystko będzie dobrze. Sam papież nam powiedział: naróbcie rabanu. My to robimy w Sławięcicach. Chociaż ja mam 64 lata czuję się na 30. I my właśnie po to robimy: trochę się ucieszyć a jednocześnie pokazać naszą wspólnotę innym, przyciągnąć innych. My się celowo nie nazywamy festynem parafialnym. Bo to jest dla wszystkich – Pan Jezus kocha wszystkich ludzi – odpowiada Gerard Kurzaj.
Dzisiaj m.in. jeszcze o 21.30 pokaz sztucznych ogni. Zabawa potrwa dłużej. Jutro o 12 na stadionie rozpocznie się drugi dzień festynu. O 13 mecz oldbojów Polska – Niemcy.