Dobrze, że ŚDM rozświetliły niebokrąg nad Krakowem, Polską, światem. To ogromny dar dobrego Boga.
Pamiętam taki krótki wiersz. W nim pytanie: „Skąd wiesz, że wrony są czarne?”. Zaraz pada odpowiedź: „Bo zieleń wiosny dookoła”. A wiersz był o nadziei. Widzi się ją przez kontrasty. Nie tylko nadzieję. Miłość i nienawiść często splatają się w przedziwny sposób. Także prawda i fałsz słów, i postaw ludzkich mieszają się ze sobą. Wreszcie dobro i zło – ten kontrast potrafi być bardzo bolesny. No, i jeszcze piękno, i brzydota, radość i smutek...
Ten ciąg przeciwieństw jest cząstką opisu świata, w którym żyjemy, ale też wnętrza każdego człowieka. I ludzkich społeczności – małych i wielkich. Trzeba dodać, że w tej mozaice nie ma kolorów czystych. Nadzieja bywa przybrudzona zwątpieniem, bywa, że i rozpaczą. Miłość bywa osłabiona obojętnością, a bywa że i nienawiścią. Prawdę szpecimy zafałszowaniami, dobro złem mieszamy. Czystego piękna też trudno znaleźć.
Te filozoficzne refleksje obudziły się we mnie, gdy na tle świata obserwowałem Światowe Dni Młodzieży. Nie byłem tam, przypatrywałem się z dala na różne sposoby. Telewizyjne transmisje, radiowe relacje, kopalnię internetowych komentarzy, bezkres galerii zdjęć, SMS-y i MMS-y uczestników – na rozmowy to oni głowy nie mieli. No, i posty na Facebooku.
Tu zgrzyt – więcej niż niepokojący – czterech terrorystycznych wydarzeń. Wszyscy wiemy... To były takie uprzedzające błyskawice, czarne błyskawice na tle świetlistego nieba. Zło chciało odebrać siłę dobru. Dobro setek tysięcy ludzi, ich wiara, radość, nadzieja, piękno – miały zostać zniweczone, a co najmniej osłabione tymi jednostkowym wydarzeniami z piekła rodem. Z jednej strony szok – powtórzę: czarna błyskawica na tle jasności tryskającej z miliona młodych serc. Z drugiej strony: uświadomiłem sobie (choć wiedziałem o tym zawsze), że zło, nawet to okrutnie bolesne, wyrządzające krzywdy nieodwracalne, nie jest w stanie unicestwić dobra, piękna, radości.
Ale niepokój w sercu został. Dobro, piękno i radość nie zostały nam dane raz na zawsze! I dlatego w każdym punkcie ludzkiej czasoprzestrzeni są zagrożone. Przeczucie tego zagrożenia kazało mi w niedzielę wieczorem włączyć podgląd lotniczego radaru i obserwować lot papieskiego samolotu do ostatniej minuty. Wyłączyłem dopiero wtedy, gdy zobaczyłem „Landed 9:35 PM”. A przecież w tylu innych miejscach i chwilach mogło wydarzyć się coś złego i strasznego.
Nie wydarzyło się. Owszem, w drodze powrotnej umarła we Wiedniu Susanna, młoda Włoszka, narobiło się zamieszania epidemiologicznego – ale to cząstka naszej biologicznej zwyczajności, choć bolesna. Ooo... W tym momencie (środa przed południem) wyświetliła mi się wiadomość z Paryża. Kościół św. Rity w XV dzielnicy, sprzedany rok temu agencji nieruchomości (to wlokące się od 200 lat spadkowe sprawy rewolucji francuskiej), został w czasie rannej Mszy brutalnie opróżniony z wiernych przez francuską Policję. I dziwić się muzułmanom sprzed dwóch tygodni! To też czarna błyskawica.
Dobrze, że ŚDM rozświetliły niebokrąg nad Krakowem, Polską, światem. To ogromny dar dobrego Boga. Żebyśmy patrząc na te przeróżne czarne błyskawice, wiedzieli, że ich destrukcyjna siła nie zniszczy wiary, nadziei, miłości – i ich emanacji, jaką jest radość chrześcijan.