Istnienie granicy pomiędzy dobrem i złem przyjmujemy jako pewnik.
Nieprzekraczanie tejże granicy traktujemy jako oczywisty imperatyw, bo rzeczywistość istnieje po stronie dobra. Na tę granicę możemy najechać, jak kołem kierowca najeżdża na ciągłą linię na drodze. Można tę linię przekroczyć na szerokość opony, połowy samochodu, całego wreszcie pojazdu. Każdy zdaje sobie sprawę z różnicy niebezpieczeństwa, jakie beztroski (czy złośliwy) kierowca stwarza. Dla drugich i dla siebie. Ale ważny jest jeszcze inny czynnik – czas naruszenia granicy. Jeśli kierowca był na niedozwolonym pasie chwilę – źle. Ale jeśli tak jedzie kilometr albo więcej – to już poważna sprawa. Jeśli trafiło się to raz – pół biedy. Ale jeśli to stało się sposobem jazdy – to prędzej czy później spowoduje wypadek. Porównania są chyba jasne i plastyczne. Potrzebna jest wrażliwość na każde naruszenie przeze mnie nienaruszalnej granicy dobra i zła. Im bardziej wyczulona jest ta wrażliwość – tym lepiej. Dla mnie i dla świata. Każdy wychowawca (szkolny czy więzienny), każdy spowiednik, każdy sędzia ma tu bogate doświadczenia. I wie, jak niejednakowa bywa czułość moralnej wrażliwości człowieka. A minimum to zbyt mało.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.