„Ponad 30% katolików nie wierzy w to, że Chrystus zmartwychwstał i że my zmartwychwstaniemy”. Pytam: nie wierzą w tę rzeczywistość, czy nie rozumieją co o tym mówimy?
W jednym z wielkopostnych listów pasterskich przeczytałem: „Panuje pośród nas coraz więcej powątpiewania i niedowiarstwa w odniesieniu do Chrystusowego zmartwychwstania. Z wypowiedzi ankietowych wynika, że w naszym kraju ponad 30% katolików nie wierzy w to, że Chrystus zmartwychwstał i że my zmartwychwstaniemy”. Nie znam wspomnianych badań ankietowych, niemniej jednak nie mogę się pozbyć z pamięci owej liczby 30%. Poza tym owa liczba działa na mnie ambiwalentnie. Raz wydaje mi się, że „aż 30%” – to niemożliwe! Za chwilę w drugą stronę: „tylko 30%”, a pewnie mniej – to i tak dobrze.
Zdaję sobie sprawę z tego, że takie „czarno-białe” postawienie sprawy wiary, nie może dać wyniku w pełni przekonującego. A to dlatego, że w człowieku zawsze wokół wiary pojmowanej religijnie i egzystencjalnie istnieje spore pole odcieni większej czy mniejszej niepewności. Inaczej nie mówilibyśmy o wierze.
Ileż to ja prowadziłem pogrzebów? Setki. Odprowadzałem na cmentarz ciała ludzi wiary głębokiej i zdecydowanej. Ale także niewierzących, a co najmniej agnostyków. Ze wszystkimi odcieniami pośrednimi. Towarzyszyłem też rodzinom oraz przyjaciołom. Wśród jednych i drugich zróżnicowanie wiary i niewiary też ogromne. Piszę to, mając w pamięci tych, których znałem. O ilu nie miałem nawet bladego pojęcia – nie wiem.
Przy grobie, trumna jeszcze ponad ziemią, śpiewam słowa Jezusa: „Ja jestem zmartwychwstanie i życie, kto wierzy we mnie, nie umrze na wieki”. Śpiewam po polsku, kiedyś było po łacinie. W Bawarii śpiewałem po niemiecku. Aż dowiedziałem się kiedyś, że miejscowy proboszcz nigdy tego nie śpiewa. Co miało być wyrazem uznania dla mnie. Aliści za którymś razem po takiej uwadze przyszła mi do głowy podejrzliwa myśl, czy aby proboszcz nie ocenzurował ewangelii i Jezusa? A może to taki ekumeniczny gest wobec obecnych na pogrzebie ewangelików, którzy inaczej zapatrują się na życie wieczne? Nie wiem, pytanie schowałem gdzieś tam głęboko, ale wymazać ze świadomości nie potrafię.
Ostatnio inny problem mnie nurtuje. Niewiele u nas pogrzebów po spopieleniu, ale zdarzają się coraz częściej. Na pewno nie chodzi o uproszczenie pogrzebu. Bo jest odwrotnie – pogrzeb bardziej się komplikuje, a gdyby urządzić go tak, jak przewidują zalecenia biskupów, to jeszcze trudniej. Dlaczego zatem ilość kremacji rośnie? Na pewno nie jest powodem chęć zamanifestowania niewiary w życie wieczne i zmartwychwstanie. Czy jednak osłabienie tej wiary nie jest podłożem chętniejszego sięgania po kremację? Pewnie tak, ale problem jest złożony i dlatego trudno brnąć w domysły.
Napisałem „osłabienie tej wiary”... Wiary w życie wieczne, ale w ogóle wiary w osobowego Boga. Osłabienie wiary w naszych czasach jest bezsporne. Wiary jako osobistego przekonania. Ale w jeszcze większym stopniu wiary świadomej treści swoich przekonań. Najgłębszym powodem jest rozejście się języka wiary czasów dawnych, gdy formował się kanon prawd wyznawanych przez chrześcijan, i języka człowieka naszych czasów. Nawet język «Katechizmu Kościoła Katolickiego» (to zaledwie 25 lat temu) jest bliższy czasom odległym niż dzisiejszym.
Język teologii – zarówno tej szkolno-katechizmowej, jak i akademickiej – jest albo trudno przyswajalnym żargonem, albo wysublimowanym żonglowaniem pięknymi słowami. Jeden i drugi są potrzebne. Prawie 50 lat trudniłem się szkolną katechezą. Także lata strawiłem na wgryzaniu się w język akademickiej teologii – co potwierdzone zostało doktoratem. Zatem – jeden i drugi sposób mówienia o Bogu, o życiu wiecznym, o zmartwychwstaniu są potrzebne i nieodzowne. Ale nie wystarczające. Zwłaszcza w naszych czasach, gdy język codzienności zmienia się już nie w skali kilku pokoleń, ale w przedziale liczonym kilku latami.
Wracam do cytatu z pierwszego akapitu: „ponad 30% katolików nie wierzy w to, że Chrystus zmartwychwstał i że my zmartwychwstaniemy”. Pytam: nie wierzą w tę rzeczywistość, czy nie rozumieją co o tym mówimy? A przecież będę musiał powiedzieć wielkanocną homilię. Jakiego użyję języka? Kto mnie zrozumie? A ilu nie przyjdzie posłuchać, bo od dawna już nic nie rozumieją?
Trudne życie kaznodziejów, teologów i katechetów. I odpowiedzialność za wiarę, którą uważają za dziedzictwo i skarb pokoleń. I za klucz do nieba (hmmm, jakiego języka tu użyłem?).