A może to my, przekonani wyznawcy Zmartwychwstałego, nie potrafimy ani mówić, ani śpiewać, ani myśleć sensownie o głębi naszej wiary?
Można by zacząć od listy nazwisk najczęściej powtarzających się w prasowych newsach, internetowych plotkach, rządowych (rozumiem to ponadnarodowo) enuncjacjach, europejskich przepychankach... Nie wspomnę o bajdach z życia gwiazd jasnych i ciemnych, nazwisk prawdziwych i pseudonimów. Jeszcze ksywy różnych dewiantów, przestępców. To wszystko miesza się i kipi, jak w kotle jakiejś czarownicy. Wyglądać by mogło, że te wszystkie pierwszoplanowe postaci mają wpływ na dzieje świata.
Ale to wszystko już dawno temu było. Bez tak wielkiego rozgłosu medialno-informatycznego, bo i czasy, i technologie bywały bardziej ograniczone. Było – minęło. A świat tak naprawdę żył i rozwijał się innym torem. Pewnie i dziś tak będzie. Już jest. Wiele nazwisk głośnych kilka lat temu zapadło w otchłań milczenia, i dobrze. Nie będę przypominał, bo przy niektórych mógłbym nieopatrznie zakląć, a nie wypada. Zresztą – największym przekleństwem niech będzie przemilczenie owych postaci. Nic na ich temat, zero, ewaporacja (och! to już orwellowski motyw).
A ci, zamiast pasjonować się galerią pierwszoplanowych bohaterów jednego sezonu (czasem tylko dnia), chodzą sobie nocą bądź bladym świtem wokół kościoła, prowadzą pod ręce siwiutkiego pana w dziwnym stroju (albo młodego przystojniaka identycznie ubranego). Niesie monstrancję z bialutką Hostią, a wszyscy w rozwleczonym rytmie nieprzekonująco śpiewają, że wesoły im dzień dziś nastał. A jak zwrotek braknie, to zaczną w zgoła niepolonezowym rytmie zawodzić, żeby płaczące otarły już łzy, żeby wszyscy żale z serca wyrzucili. Bo zmartwychwstał samowładnie, jak zapowiedział dokładnie... Któż to zapowiedział? Chrystus – odpowiada śpiewający tłum.
Stał jakiś niedowiarek z boku i patrzył, i słuchał. I nie rozumiał. Siwy staruszek z monstrancją, chłopcy z kadzielnicą, kwiat młodzieży z chorągwiami, studenci i studentki (z Krakowa i Wrocławia się zjechali) z dzwonkami. No i stał ów niedowiarek, głośno komentując: dziś eksponaty regionalnego muzeum mają wolne i nawet wychodne.
Można by pogratulować celności dowcipu, gdyby nie to, że on sam też eksponat z epoki Woltera i innych z tej spółki. Tylko dlaczego widziałem go... z koszyczkiem kiełbasy i babką kupionymi w znanym markecie (od razu poznać proweniencję). Najgorzej, jak ktoś nie wie, do której części świata należy: do życia – czy do muzealnej gabloty...
A może to my, przekonani wyznawcy Zmartwychwstałego, nie potrafimy ani mówić, ani śpiewać, ani myśleć sensownie o głębi naszej wiary? Kurczowo trzymamy się schematów, słów, rytuałów faktycznie myszką trącących. Nie przekonamy niedowiarków, choć sami przekonani jesteśmy. Żeby to przynajmniej chorągwie piękne i dostojne były, żeby dzwonki równo dźwięczały, żeby polonez był taneczny, a marsz marszowy. Żeby kazanie było o tajemnicy życia, a nie o przepychankach na medialnym jarmarku próżności. Żeby siwy staruszek – wiejski proboszcz czy młody przystojniak w miejskiej parafii miał większe zmartwienia niż kwiaty do Bożego Grobu i... pieniądze na owe kwiaty.
Więcej jest owych „żeby”. Po prostu – żebyśmy z serca wierząc Zmartwychwstałemu, potrafili całym swoim życiem, nie tylko rezurekcyjną procesją i koszyczkiem ze święconką, przekonać niedowiarków do Jezusa. Właściwie wszystko jest wciąż do zrobienia.