- Św. Józef miał ręce przy pracy, ale serce przy Bogu i dla Boga, dlatego jest dla nas wzorem - podkreślał bp A. Czaja w Jemielnicy.
Za św. Pawłem radził, by wszystko, co się czyni, robić na chwałę Bożą i jakby robiło się to dla Pana, a przywołując obraz stworzenia świata z Księgi Rodzaju, podkreślał, że praca jest obowiązkiem człowieka nadanym mu przez Boga, bo to On uczynił go na swoje podobieństwo i polecił mu panować nad wszystkim stworzeniem. Chodzi o utrzymanie ładu, który sam wprowadził, o współpracę z Nim.
Biskupi opolscy także modlili się w intencji rodzin Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Praca jednak nie jest celem życia, ale środkiem utrzymania się przy życiu, doskonaleniem siebie i świata i okazją do integralnego rozwoju. W tym wymiarze zarówno nieróbstwo, jak i pracoholizm jest wynaturzeniem – podkreślał bp Czaja.
Na zaproszenie biskupa opolskiego wierni z całej diecezji przyjechali 1 maja do Jemielnicy na VI Diecezjalne Święto Rodziny i VII Jarmark Cysterski. Jak zwykle bp Andrzej Czaja miał dla rodzin ważne przesłanie, stawiając za przykład św. Józefa. O tym, jak dużo uwagi skierowane jest na rodzinę, jej trwałość i formację, świadczy coroczna obecność zarówno ordynariusza, jak i biskupów pomocniczych.
Bp Czaja tłumaczył dalej, że trzeba podjąć wysiłek, żyjąc tak, jak się godzi ze względu na Boga, sięgając po najwyższą motywację – robiąc wszystko jak dla Jezusa. Dotyczy to zarówno etosu pracy, który bardzo się obniżył – by nie było fuszerki, jak i chrześcijańskiego wychowywania dzieci, wnuków. Stąd nacisk na poświęcenie niedzieli Bogu i rodzinie, ale tak, by nie była to jedynie godzina spędzona na Mszy św., ale też wspólny obiad, pójście na nieszpory i odmówiona razem wieczorna modlitwa.
Rodziny licznie pojawiły się w Jemielnicy Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Na święto rodziny przyjechali zarówno miejscowi, jak i rodziny z ościennych diecezji, a nawet z zagranicy.
Pani Anna Wojdyła z córkami Marysią i Lenką przyjechały na rowerach już po raz kolejny, bo są miejscowe. Z siostrą i jej rodziną jak zwykle przyjechała też Brygida Mainka.
- Pochodzimy z Jemielnicy, więc nie możemy ominąć tego święta. Przyjeżdżamy z córką, odkąd się urodziła. To dobry pomysł, bo bez rodziny nie ma rozwoju społecznego, to jest fundament. Życia uczymy się w rodzinie. I myślę, że to dzisiaj ważne, żeby znaleźć taki złoty środek, nie tylko w pracy, bo łatwo nam popadać w skrajności – osiąść na mieliźnie albo się gdzieś zapędzić – dopowiada Gabriela Mainka-Jałowy.
Pierwszy raz z Lublińca przyjechali Weronika i Adam Tyrałowie z czteroletnim Wojtkiem i półtoraroczną Hanią.
- Przyjechaliśmy tu za namową babci pochodzącej z Dobrodzienia. Warto, miło spędzamy czas, dużo atrakcji dla dzieci, a my mogliśmy się dowiedzieć czegoś o diecezji, ale też usłyszeć coś ważnego. Bo trzeba znać umiar i w pracy, i w życiu, ale też wkładać serce w to, co się robi. Ciężko to osiągnąć, bo dużo zależy od systemu, w jakim ludzie pracują – jedni wychodzą z pracy po ośmiu godzinach, inni pracują szesnaście i potem mają dłuższą przerwę.
Na widzów czekało sporo atrakcji, np. popisy rycerzy i gladiatorów Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość A atrakcji po Mszy św. rzeczywiście nie brakowało: wyrób papieru czerpanego, naczyń glinianych, kuźnia, strzelanie z łuku, mierzenie się z rycerzami, liczne zabawy – to gratka dla najmłodszych. Był też spektakl miejscowych gimnazjalistów o bitwie pod Jemielnicą, walki rycerzy i gladiatorów. O 17.00 ruszyła sztafeta „Bieg po dyszkę” dla rodziny, gdzie każdym okrążeniem można było wspomóc Diecezjalnej Fundacji Ochrony Życia kwotą 10 zł z puli sponsorskiej. Łącznie udało się wybiegać 14 860 zł. Popołudnie umilali też artyści – Basia Beuth, jemielnicka orkiestra, a wieczorem grający na fletni Pana Edward Simoni.
Dopisała pogoda, więc frekwencja była bardzo dobra.
W tym dniu przyjęto też nowych członków do Bractwa św. Józefa. W ich szeregi wstąpiło 58 nowych osób.