O zakapiorach i aniołach z Bieszczadów w kędzierzyńskiej bibliotece.
O swoich przyjaciołach, legendarnych bieszczadzkich „zakapiorach” – odludkach, pustelnikach, włóczęgach, artystach i bezdomnych, których domem były góry opowiadał w bibliotece w Kędzierzynie-Koźlu Bogusław Wojciech Maciaszek, poeta i kompozytor.
Obecnie mieszkający w Krakowie, dzieciństwo i młodość spędził w Kędzierzynie, a po studiach filozoficzno-historycznych na UJ przez kilkadziesiąt lat zrastał się ze środowiskiem bieszczadzkiej bohemy i niepowtarzalnego świata ludzi, którzy żyli na marginesie. Z wyboru własnego – czasem przymuszonego życiowymi okolicznościami. A czasem na ten margines wyrzucani czy wręcz zsyłani - w wyludnione po wysiedleniu Łemków, Bojków i Ukraińców w powojennej akcji „Wisła”- tereny południowo-wschodniego zakątka kraju.
Maciaszek zaprzyjaźnił się z wieloma z tych niezwykle oryginalnych postaci. Np. z Królem Świata Włóczęgów – Juliuszem I spod Dębu. Żyje ten Król jak pustelnik, w chacie bez wody i prądu, ma 89 lat i jako król pisze listy do koronowanych głów i rządów. Życiorysy tych ludzi być może nie nadawałyby się do hagiograficznych czytanek. Jednak u wielu z tych „zakapiorów” zachwyca Maciaszka – a przecież nie tylko jego – wewnętrzna wolność i wręcz filozoficzna mądrość.
Stanisław Farion, archeolog z wykształcenia, władający kilkoma językami obcymi, żył w zezłomowanym „osinobusie” (rodzaj małego autobusu) obok retort w Rabem k. Baligrodu, w których razem z dwoma kolegami wypalał węgiel drzewny i tak zarabiał na utrzymanie.
– Człowiek jest niewolnikiem swojego stanu posiadania. Ja posiadam tylko tego psa – mawiał Farion. – Życie doczesne jest niczym. Jakaś boska, głęboka troska mieszka we wszystkich naszych sercach i znajduje ujście w wiecznym strumieniu – tłumaczył Farion swojemu koledze węglarzowi Kazikowi zagadnienie życia po śmierci słowami niemieckiego poety i mistyka romantycznego Novalisa.
Więcej o bieszczadzkich oryginałach w „Gościu Opolskim” nr 20/21 maja. Retorty (piece) do wypalania węgla drzewnego w Jaworcu k. Wetliny Andrzej Kerner /Foto Gość