"Marsz Nadziei" w niedzielę 21 maja przypomniał mieszkańcom Nysy o życiu, o hospicjum i o radości niesienia pomocy
„Od poczęcia do naturalnej śmierci...” Czyli życie. Trzeba je chronić. W Szczecinie był wielki marsz w obronie życia poczętych. By mogli się urodzić i żyć. W Nysie był marsz sięgający drugiego granicznego punktu życia – naturalnej śmierci. Organizatorzy nazwali go Marszem Nadziei. Organizatorzy – czyli hospicjum nyskie, którego pacjenci to ludzie w większości chorzy na raka. W stadium terminalnym. Jakaż może być dla nich nadzieja? A jednak jest. Nadzieja, że nie zostaniesz sam. Nawet wtedy, gdy bliscy są już całkiem bezradni. Ostatnie dni, godziny, minuty życia... Jest przy tobie człowiek świadomy swej roli – lekarza, pielęgniarki, księdza. Jest cisza, atmosfera spokoju, jest wyciszenie fizycznego bólu. Nawet rodzina czuje się tu inaczej.
Nyski Marsz Nadziei miał miejsce w niedzielę 21 maja. Już dwunasty raz maszerowali członkowie hospicyjnego stowarzyszenia, które przed laty ponad dwudziestu powołało do istnienia ten niewielki, a tak potrzebny zakład opieki zdrowotnej, dokładnie mówiąc – paliatywnej.
Średnia wieku uczestników marszu zdecydowanie niska. Od dzieci i młodzieży poczynając. To wolontariusze z różnych miejscowości gminy i powiatu nyskiego. Od kilku tygodni kwestowali we wszystkich większych miasteczkach i miejscowościach nyskiej ziemi. Nie sposób tu podawać pełnej listy. Żółte koszulki z hasłem „Pomaganie jest fajne”. Obserwuję wieczorem w biurze księgowości w hospicjum, jak przynoszą zapieczętowane skarbonki i czekają na informację: 367 złotych 31 groszy. Jasne – który „patrol” zebrał więcej. Niektórzy od lat pomagają. Choć widać, że wieczorem już zmęczeni.
Znowu o pieniądzach... Tak. Bez nich nie da się pomóc terminalnie chorym. Utrzymanie i funkcjonowanie hospicjum kosztuje. Jest kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, ale pokrywa nieco ponad 60 proc. kosztów. Resztę trzeba „dozbierać”. Znaczący jest podatkowy odpis „jednego procenta”. Są dotacje samorządowe. Są sponsorzy – czy to firmy, czy osoby fizyczne. No i jest coroczna akcja Pola Nadziei ze złotym żonkilem. Dobrze to widać na zdjęciach. Kwestarze mają skarbonkę i bukiet żonkilów. „Dla Ciebie żonkil, dla nich nadzieja” – czytam na transparencie. Suma zebrana w czasie tej kilkutygodniowej kwesty w wielu miejscowościach jest znacząca dla budżetu hospicjum, tego roku nieco wyższa niż ostatnio – wyjaśnia księgowa, uśmiechając się. – Dziękujemy! – dodaje prezes stowarzyszenia.
Ale i sam marsz, i kwestowanie w całym nieomal powiecie ma jeszcze jeden aspekt, niewymierny, a ważny. „Żeby nas widzieli i o nas wiedzieli” – tłumaczy jedna z pielęgniarek. Tyle lat tu jesteśmy, a jeszcze nie wszyscy wiedzą. I nie wiedzą, gdzie ani jaką pomoc można dostać – zarówno w postaci „hospicjum domowego”, czyli opieki nad terminalnie chorym w domu, jak i tu, na oddziale.
Ilu macie pod opieką tych w domach? Kontrakt z NFZ-em mamy na 30 pacjentów, ale my nie liczymy, ilu chorym pomagamy. Zawsze jest więcej, ile tylko jesteśmy w stanie objąć opieką. – Jasne, poza kontraktem, czyli ze skarbonki „za żonkila”. Proste, co? No i potrzebni ci młodzi i starsi wolontariusze, potrzebni ludzie z samochodami, którzy ich zawiozą, przywiozą. Potrzebni, by pomagać. Czasem drobiazg, czasem spory trud. Jak w życiu. W życiu społeczeństwa obywatelskiego. W życiu chrześcijańskiej społeczności – czyli Kościoła. Choć tu nikt o wiarę nie pyta. Ale gołym okiem widać i wiarę, i nadzieję, i miłość.
Galeryjka zdjęć obejmuje tylko to niedzielne wydarzenie – czyli Marsz Nadziei, który w Nysie z Rynku Solnego ulicą Celną przeszedł pod bazylikę. Było kolorowo, młodo, radośnie. Bo pomaganie jest fajne. I pewnie dlatego taka kumulacja ludzi uśmiechniętych tam była. Gdybym w moim aparacie uruchomił funkcję „detekcja uśmiechu”, to pstrykałby cały czas, aż do wyczerpania akumulatora.