Władysław idzie na Jasną Górę piętnasty raz i towarzyszy mu wnuk Kacper. Agnieszka idzie po raz szósty i jest z nią córka Natalia. A Ewa i Andrzej w drogę wybrali się po raz pierwszy, i to razem z piątką dzieci.
Z nimi wszystkimi rozmawiam w poniedziałek przed kościołem św. Jacka w Opolu-Kolonii Gosławickiej, skąd wyrusza strumień opolski pielgrzymki. Pada deszcz, ale uśmiechy dopisują. To, co można wyczuć przede wszystkim, to oczekiwanie. Oczekiwanie na to, by pielgrzymka już się zaczęła, oczekiwanie na to, co przyniesienie tydzień wędrowania ku Jasnej Górze.
- Pielgrzymka jest dla mnie czasem wyciszenia - mówi wprost Władysław z „jedynki” żółtej. Na Jasną Górę pielgrzymuje już po raz 15. Kiedyś na pielgrzymkę chodziła też jego żona, ale już nie może. Za rok chce dołączyć córka z wnuczką, ale tym razem towarzyszy mu tylko 15-letni wnuk Kacper.
- Zabrałem ze sobą jak najmniej rzeczy. Wiem, że nie mam czym się przejmować. Ludzie mnie nakarmią, napoją. Awaryjnie zabrałem namiot, gdybym gdzieś po drodze nie znalazł noclegu - mówi. - Potrzebny jest w roku taki jeden tydzień bez telewizora, gazety czy książki - dodaje.
Jedni w pielgrzymce idą dwudziesty któryś raz, inni po raz pierwszy. Jedni całymi rodzinami, inni jako reprezentanci swoich rodzin i tych, którzy pielgrzymować już nie mogą. Wśród pielgrzymów jest 2,5-miesięczna Hania z rodzicami, jest wspomniany już gimnazjalista Kacper, są i emeryci. Są też całe wieloosobowe rodziny.
Po raz pierwszy na szlak wybrali się Ewa i Andrzej wraz z piątką dzieci: Jakubem, Adamem, Mikołajem, Martyną i Tobiaszem. Najstarsze z dzieci ma 13 lat, a najmłodsze - 11 miesięcy. Wędrują w „trzynastce” srebrnej. Troje dzieci jedzie w dwóch wózkach, a dwoje najstarszych idzie na własnych nogach.
- Do pielgrzymki najpierw przygotowywaliśmy się duchowo, umacnialiśmy się w przekonaniu, że musimy iść. Jesteśmy w Domowym Kościele i w tym roku nie jedziemy na żadne rekolekcje, więc bardzo brakowało nam takiego rekolekcyjnego czasu - mówi Ewa.
- Dowiadywaliśmy się od naszych znajomych, którzy pielgrzymują, jak wygląda trasa. I pod te warunki przygotowywaliśmy się. Może jesteśmy wariatami, bo wybieramy się z piątką dzieci, ale mamy też rozsądek i jak najlepiej przygotowaliśmy się do drogi. Z praktycznego punktu widzenia to wszystko to, co potrzebujemy, wszystkie lekarstwa, mamy przy sobie - podkreśla Ewa.
Małżonkowie rozmawiali z dziećmi o pielgrzymowaniu, tłumaczyli im, jak będzie wyglądał dzień w drodze, drukowali mapy, mówili o tym, gdzie będą postoje. Intensywne przygotowania trwały przez ostatni tydzień.
- Dziś każdy ma ze sobą plecak. W nim po jednym stroju na przebranie. Walizka jest w aucie, które już czeka na nas w Kamieniu Śląskim - wyjaśnia Andrzej.
Na Jasną Górę niosą rodzinne intencje. - Mamy ten trud, że w ubiegłym roku we wrześniu Tobiasz urodził się z zespołem Downa, a w październiku dowiedzieliśmy się, że nasz Adaś jest nieuleczalnie chory. Niosę intencję z prośbą, aby to wszystko jako mama móc unieść. Wierzę, że Matka Boża doda mi sił - przyznaje Ewa. I wraz z Andrzejem umawiają się ze mną na rozmowę w sobotę, już na Jasnej Górze. - Wtedy będziemy mogli powiedzieć znacznie więcej o rodzinnym pielgrzymowaniu - uśmiecha się Andrzej.
Agnieszka na Jasną Górę idzie po raz 6. Towarzyszy jej nastoletnia córka Natalia. Choć są z Toszka, a więc z diecezji gliwickiej, z sentymentu wracają na pielgrzymkę opolską, dłuższą o kilka dni drogi. Pielgrzymują w strzeleckiej „dwójce” niebieskiej.
- Pierwszy raz pielgrzymowałam, gdy byłam młodą dziewczyną. Szłam wtedy z koleżankami. Motywacją było przeżycie przygody, dobrego czasu razem - opowiada Agnieszka. - Po przerwie wróciłam na pielgrzymkę. I teraz idę już 3. raz - dopowiada. Przyznaje, że tym razem nie było zbyt wielu przygotowań, bo dopiero w ostatni piątek dowiedziała się, że może wyruszyć na pielgrzymi szlak.
Dla Agnieszki i Natalii jest to czas bycia razem jako mama i córka. Ale są to też rekolekcje, w których niosą na Jasną Górę wiele intencji, nie tylko swoich, ale również od znajomych. - Mam cały plecak intencji. Niosę w sercu podziękowania i prośby, a także przepraszam za to, co było nie tak. W drodze codziennie wspominam te intencje, począwszy tu, od kościoła św. Jacka w Opolu, aż po Jasną Górę - mówi Agnieszka.