Zostajemy dziś przy temacie „bycia dla”.
Z ostatnich dni: dwie osoby toną w rzece, dziewiętnastolatek rzuca się na pomoc. Kobietę uratował, wrócił po mężczyznę, nie udało się. Chłopak zmarł w szpitalu. Nie miał czasu na kalkulacje. Ale widać, że miał w swoje życiowe zasady wkalkulowaną proegzystencję. Pierwszy skok do wody – no, dobrze, zwyczajny odruch. Czy zwyczajny? Ale powrót po drugą osobę, w międzyczasie woda swoje robi... To już nie całkiem zwyczajne. Heroiczne? Nie wiem. Ludzie, którzy w takich i podobnych sytuacjach pomogli i przeżyli, zwykle są zażenowani etykietą „bohater”. Nie trzeba wojny, nie trzeba pożaru czy jakiegoś kataklizmu, by bohaterowie proegzystencji dali się poznać. Widziałem się ostatnio z matką chyba ośmiorga dzieci. Mieszkają w Niemczech. Tam to dopiero mają za swoje! Arabskiej rodzinie niemieccy sąsiedzi by darowali. Ale nie polskiej. Podziwiam heroizm matki – ufnej i radosnej. Także heroizm ojca walczącego do granic rozpaczy o utrzymanie rodziny. Proegzystencja heroiczna. Trzeba zapytać, czy taką postawę (w niezliczonych życiowych wariantach) można uważać za etyczny obowiązek? Odpowiedź jest krótka: Tak. Ale nikogo nie wolno do heroicznego czynu zmuszać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.