Indywidualizm sąsiaduje z egoizmem. W centrum jednego i drugiego jestem ja. Postawieniu swojego „ja” w eksponowanym miejscu trudno coś zarzucić.
Gdyby nie było mnie, to tak jakby świat nie istniał. Ale tylko jakby. Swoje „ja” można w świecie postawić w co najmniej dwóch odsłonach. To określenie z teatru wzięte. Bo świat jest sceną dla mnie i milionów innych „ja”. Pierwsza odsłona zyskała sobie mało zaszczytne miano egoizmu. „Ja” (po łacinie „ego”) jestem centrum świata. Całego. Ale najważniejsze, żebym był centrum swojego małego świata w domu, w sąsiedztwie, w pracy. Inni są wokół mnie i dla mnie. Owszem, poświęcę im nieco uwagi, nawet kieszenią ruszę – ale wszystko tak, by wiedzieli, kto tu jest królem. Obrzydliwe? Bądźmy szczerzy – w każdym z nas coś z tej obrzydliwości siedzi. Taki indywidualizm nie może być natchnieniem, raczej jest kulą u nogi. Druga odsłona zyskała sobie miano altruizmu (łacińskie „alter” znaczy drugi). Indywidualista widzi siebie jako jednostkę odrębną, inną od całej reszty świata. Lecz jeśli jest altruistą, stara się żyć tak, aby świat wokół siebie sobą obdarować. Nie z musu, a z jakiejś naturalnej potrzeby, choć czasem bywa trudno. I to są skrzydła u ramion.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.