- To, co przeżyłem po drodze jest nawet ważniejsze od samych mistrzostw - mówi Piotr Sznura z Jemielnicy, który kilka dni temu wrócił z rowerowej wyprawy do Rosji.
Największe emocje - na stadionie! https://piotrsznura.blogspot.com/ Wyjazd - 15 maja. Powrót - 13 lipca. W tym czasie pokonał 3792 km, z czego ponad 3 tys. km rowerem, ok. 580 km pociągami, a 140 km - ciężarówką. Pojechał najpierw do Kijowa na finał Ligi Mistrzów wspierać swój Real Madryt, a potem na mundialowe mecze Polaków do Rosji.
- To nie była moja pierwsza wyprawa, więc nie musiałem myśleć, co ze sobą zabrać. Spakowałem śpiwór, namiot, kuchenkę gazową, rzeczy przeciwdeszczowe, zapasowe dętki. Pierwsze dni są trudne, ale potem zaczyna się przygoda i nie myśli się o trudzie czy niewygodach - mówi Piotr Sznura.
Noclegi planował przez portal podróżniczy, dzięki temu często nocował w domach, dowiadując się od gospodarzy ciekawych rzeczy. Bywało, że ktoś zostawiał mu mieszkanie do dyspozycji, innym razem rozbijał po prostu namiot.
Zdjęcie z innym, wyjątkowo sympatycznym kibicem https://piotrsznura.blogspot.com/
Spotkania
Opowiada, że codzienność na Ukrainie czy w Rosji nie różni się zbytnio od naszej. Ale to może być ostatnia szansa, by zobaczyć jeszcze dawne życie, zwłaszcza na peryferiach, bo technika i wirtualny świat wkracza tam mocno i zmienia życie ludzi.
Kijów, Lwów, Moskwa, Kazań niczym się nie różnią od europejskich metropolii. Na prowincji może jest trochę biedniej, czasem brakuje asfaltu na drogach, ale za to ludzie są serdeczni, gościnni i nie potrzebują wiele do szczęścia.
- Bogactwo nie zawsze idzie w parze ze szczęściem. Mając okazję nocować w pięknym domu pod Moskwą, od razu dało się odczuć, że jeśli się dużo posiada, trzeba się tym zajmować i nie zawsze ma się czas dla drugiego człowieka. Prawdziwą radość z życia i codzienności doświadczyłem nocując gdzie indziej, w dużo skromniejszych warunkach - przyznaje podróżnik.
Oswoić się nie tylko z gospodarzami, ale też ich pupilami... https://piotrsznura.blogspot.com/
Spontan
Podczas podróży starał się nie planować zbyt daleko, bo podczas kolejnych dni sytuacja zmieniała się z dnia na dzień. Przez Ukrainę udało się przejechać szybciej niż przewidywał, więc mógł odwiedzić jeszcze Katyń i Smoleńsk. Kilka godzin spędził na odpoczynku nad Wołgą, albo drzemiąc pod opieką zagadanego podczas postoju wędkarza, który jeszcze zaserwował mu pyszną zupę rybną i szaszłyki.
Raz stał się lokalnym celebrytą.
- Zbaczam z trasy do sklepu, a tam zagaduje mnie dwóch chłopców. Zaciekawiły ich moje duże bagaże i klubowe szalikami na ramie: Skąd jedziesz, dokąd, po co? - pytają i zapraszają, bym poszedł z nimi do pobliskiej szkoły. Tam zleciała się cała klasa i tak stałem się lokalną atrakcją. Kilkoro dzieci przejechało się na moim rowerze, inni szukali czegoś o mnie w smartfonach. Odpowiedziałem na ich pytania, obejrzałem kawałek WF-u i pojechałem dalej - uśmiecha się Piotr Sznura.
Po drodze „załapał się” też na jakiś festiwal tańca ludowego, podziwiał kulturę tatarską, odwiedził też ruską banię czyli rodzaj sauny, był w cerkwiach, kościołach i w meczecie. Oglądał pomniki Lenina, wspominał z Rosjanami film „Czterej tankisty i sabaka” (Czterej pancerni i pies). Wracając, odwiedził już w Polsce serialowe Wilkowyje, zdążył na mecz o trzecie miejsce i finał.
- Mecze oglądane w domu, z bratem, też były fajne po tych wszystkich wojażach. Mogłem powspominać, co działo się wtedy na tamtych stadionach - dodaje.
Można było poznać nieco innej kultury... https://piotrsznura.blogspot.com/
Pomoc
Podczas tej wyprawy po raz pierwszy przez portal siepomaga zbierał też pieniądze dla fundacji Kawałek Nieba, pomagającej chorym dzieciom.
- Dzięki temu podróż nabiera głębszego sensu, a pokonywanie kolejnych kilometrów przychodzi łatwiej - przyznaje kolarz. W sumie dotąd zebrał 2170 zł, ale zbiórka jeszcze przez kilka dni jest otwarta, więc liczy, że dzieląc się wrażeniami, skłoni jeszcze kilka osób do wsparcia tego dzieła.
Pomóc można tutaj: www.siepomaga.pl/roweremnamundial. A więcej o samej podróży na blogu samego bohatera https://piotrsznura.blogspot.com.
Nieco o tej podróży także w wydaniu papierowym "Gościa Niedzielnego" (nr 30/2018).