Opolska Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza wróciła z Włoch, gdzie w Alpach poszukiwała śladów zaginionego rok temu ks. Krzysztofa Grzywocza.
- Przeszukiwaliśmy teren po włoskiej stronie góry, na którą od strony szwajcarskiej wybierał się ks. Krzysztof. Po stronie włoskiej jest ona o wiele trudniejsza niż po stronie szwajcarskiej. Z wielu przyczyn: czy to lodowca, czy samego podejścia. Od samego miejsca parkingowego to jest 5-6 godzin dreptania dość mocnego. Plus dość wymagający sprzęt, poczynając od raków, żeby wejść na lodowiec - mówi Leszek Kois, szef grupy poszukującej śladów ks. Grzywocza.
21 lipca ośmiu ratowników z OGPR, którzy rok temu stanowili trzon ekipy poszukującej po stronie szwajcarskiej, rozpoczęło poszukiwania na Punta del Rebbio (włoska nazwa szczytu Bortelhorn). Zakończyły się one przedwczoraj. Opolscy ratownicy nie znaleźli jakiegokolwiek śladu po zaginionym księdzu.
- Zaskoczyło nas bardzo, że na całym terenie tegorocznych poszukiwań w ogóle niczego nie znaleźliśmy. Nawet jednej czapki, kijka, niczego. A po stronie szwajcarskiej w ubiegłym roku znaleźliśmy dość sporo elementów turystycznego wyposażenia, które weryfikowała rodzina ks. Krzysztofa czy one należą do niego, czy nie. A po stronie włoskiej - nic. Nawet żadnej puszki po napoju - mówi L. Kois.
W trakcie poszukiwań był moment, kiedy ratownikom mocno zabiły serca. - Moi ratownicy w pewnym momencie zobaczyli pod głazem na lodowcu fragment kijka. Zaczęliśmy podkopy, przesuwanie głazu itd. Okazało się niestety, że to jest skrytka geologa. Ale to mówi o naszej determinacji. Przesuwaliśmy głazy, żeby coś znaleźć - opowiada szef ekipy poszukiwawczej.
- Nie zakończyliśmy akcji. Ona nadal trwa. My ją tylko przerwaliśmy. Ratownik nie może się poddać. Jeśli się raz poddamy, to będziemy się poddawać cały czas. Dziś już wiemy, że szukany tylko i wyłącznie ciała zmarłego. Szukamy dla rodziny, bo to jest dla nich wciąż niezamknięty rozdział. Ale szukamy też dla siebie samych. Jest w nas niedosyt. Bo przecież poszukiwania zawsze się jakoś kończą. Albo znajdują się zwłoki, albo jest jakaś informacja. Natomiast w tym przypadku jest tak duża niewiadoma, że frustruje nas to na tyle, że my tam pojawimy się znowu. Mamy nowe pomysły na przeszukanie terenu - mówi szef grupy.
Jednym z tych pomysłów jest wykorzystanie silnych, ramowych wykrywaczy metalu. - Bo skoro był plecak, były kijki, elementy metalowe, to takie wykrywacze mogą pomóc. Myślimy zwłaszcza o przeszukaniu rumowiska, które zeszło lawiną w noc po zaginięciu ks. Krzysztofa w tym rejonie - zapowiada L. Kois.
W czasie tegorocznych poszukiwań ratownicy robili także zdjęcia o bardzo wysokiej rozdzielczości, które będą szczegółowo analizowane. - Nie można się rozpłynąć w powietrzu. Kiedy ktoś się osunął ze zbocza, zawsze pozostaje jakiś ślad. Jeśli on tam jest, to w naszym interesie jest go znaleźć - mówi ratownik.
Więcej w „Gościu Opolskim” nr 31/ 5 sierpnia.
Ratownicy z OGPR podczas poszukiwań po szwajcarskiej stronie Bortelhornu. OGPR