To 25 lat spotkań przy annogórskim klasztorze, poplątanych ludzkich historii, zmagań ze sobą o kolejny dzień trzeźwości.
Wiele osób chciało podzielić się swoimi wspomnieniami Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość – Gdy przyjechałam tu pierwszy raz, to o. Bogdan mi się nic nie podobał. Mnie wychowano tak, że księdza się całowało po rękach, a tu całe towarzystwo wali do ołtarza, wiesza się na znak pokoju na księdzu. Na mitingu patrzę, a mój Zdzichu się z każdą kobietą obściskuje, a przed laty, jak widział mnie z obcym mężczyzną to byłam tą wiecie… A tu?! I pamiętam Msze na Kopie Biskupiej – mróz, piękne słońce – wspomina z uśmiechem Helenka, która przyszła tu za trzeźwiejącym mężem. Dziś modli się za syna, któremu jeszcze alkohol smakuje…
Do początków podczas jubileuszu wraca ów o. Bogdan Koczor OFM, wtedy proboszcz na Górze Św. Anny, który ćwierć wieku temu na prośbę kilku alkoholików zainicjował spotkania trzeźwościowe. O namolnych zaproszeniach, które zaowocowały wieloletnim cyklem audycji opowiadała też Danuta Starzec, dziennikarka, która współpracuje z annogórską grupą niemal od początku. A potem płyną kolejne historie…
– Choć nie piję już 26 lat, tu dotarłem dopiero w 10 rocznicę trzeźwości. Wcześniej wystarczało mi moje „ja”, choć w życiu wszystko mi się wtedy waliło – w pracy, w domu... Gdy pełen dumy i pychy podniosłem przy tym ołtarzu rękę, że tyle lat nie piję, coś się zmieniło, odtąd zaczęły dziać się dla mnie cuda. Dziękuję o. Bogdanowi i o. Tobiaszowi, że to prowadzą – podkreśla Edward.
Józia "Literaturę" pamięta każdy ze starszych bywalców Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość – W tych spotkaniach jest coś mistycznego. Nigdzie indziej nie podchodzimy na Mszy św. tak blisko Stołu Pańskiego, tylko tu gromadzimy się przy samym ołtarzu i tę Ofiarę przeżywa się zupełnie inaczej – mówi Anna, która jest w grupie od pierwszego spotkania. – Ile ja tu modlitw zostawiłam, łez wylałam. Córka chora na epilepsję tu nigdy nie dostała ataku, tu czułyśmy się bezpiecznie, gdy byłam chora onkologicznie, też przyszłam tutaj. I wiedziałam, że będzie dobrze, że św. Anna mnie nie zostawi.
Przez wiele lat organizowała wyjazdy na Kopę Biskupią, pomagała jak trzeba było coś załatwiać. Sama przyznaje: – Jak na początku wracałam do domu, to zastawałam bramę zadrutowaną, bo mąż nie akceptował, że jestem w Al-Anon. Mam ogromny szacunek do tych, którym udało się posklejać, ocalić rodzinę. Mi nie wyszło, mieliśmy separację, ale relacje wtedy mieliśmy lepsze niż jak byliśmy małżeństwem, piękniejsze kwiaty dostawałam. Mąż już nie żyje, ale dzieci nie czuły wobec niego agresji.
– Jestem tu pierwszy raz dzisiaj i choć sześć lat trzeźwieję, dopiero teraz otworzyły mi się oczy na wspólnotę. Wydawało mi się też, że jestem poukładany z Bogiem, wcale nie skłócony, ale tu zobaczyłem, że choć wychowany jako katolik, tak naprawdę w tym nie uczestniczyłem. Jestem Wam bardzo wdzięczny, że tu razem jesteśmy. I już się wybieram na Spowiedź do o. Bogdana – przyznaje Krzysiek.
Irek z "Barki" w imieniu całej podstrzeleckiej wspólnoty podziękował o. Bogdanowi i innym współtwórcom spotkań Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość – Mnie do przyjścia skłonił kolega alkoholik po terapii i wołanie 12-letniej córki „Mamo zrób coś z tym, czy my musimy z „nim” mieszkać?!” – tłumaczy Ewa, żona alkoholika. – Myślałam, że tylko mąż potrzebuje pomocy. Tu dowiedziałam się, że to ja mam coś zrobić, zostawić go a nie zapewniać mu komfort picia. Bo mi nie mieściło się to w głowie – pracowałam, prałam mu, prasowałam, gotowałam. Założyłam sprawę o alimenty, zażądałam rozwodu. Nie wierzył, stwierdził „Ok, dzielimy wszystko na pół”. Zapytałam a jak podzielić dzieci? Mieliśmy ich wówczas piątkę (2,5-12 lat). Jak zobaczył, że to nie przelewki, przyszedł na mityng. Od tego czasu nie pije już 24 lata… I dziś poszłam do kaplicy Matki Bożej podziękować za te lata – opowiada ze łzami wzruszenia i radości.
Wśród osób, które przychodzą na spotkania są mieszkańcy Opolszczyzny, ale i Gliwic, Zabrza, Kurowa, z dolnośląskiego, lubuskiego… Jest ekipa z podstrzeleckiej „Barki”. To od nich o. Bogdan i inni współtwórcy spotkań trzeźwościowych na Górze Świętej Anny właśnie dostał podziękowanie. Brawa otrzymał też Józiu z Opola zwany „Literatura”, bo dzielił się przez lata wiedzą, różnymi materiałami. Pamiętano w modlitwie i rozmowach tych, których już nie ma, chorych.
A potem była zabawa i ognisko, bo uczestnicy są „do tańca i do różańca”. Z radością, już całkiem na trzeźwo.
Więcej o jubileuszu w Gościu Opolskim (GN 39 na 30 września 2018r.)