Jeśli już seksualna rewolucja ostatnich dziesięcioleci odbiła się na demografii, o ileż bardziej zabrniemy w katastrofę wyludniania się całych połaci naszej planety wskutek uderzenia w rodzinę.
Zacznijmy od rewolucji francuskiej. Nie tej, którą proponuje Macron - tej nie będzie. O rewolucji z końca XVIII wieku myślę. Czasem piszą ją dużymi literami - chyba nie warta tego. Zaglądam do internetowej ściągi, cytuję kilka sformułowań: hasło "wolność, równość i braterstwo"... Zaczęła się nowa epoka, okupiona ogromem ludzkiej krwi i cierpienia... Oprócz Francji dotknęła pośrednio wiele sąsiednich państw.
Hasło było przewrotnie odwrotne od rzeczywistości. Nowa epoka sięgnęła po starą metodę okrutnego mordowania ludzi. Dotknęła - tego słowa używa się w kontekście tragicznych wydarzeń; tak było. Jeśli miała coś osiągnąć, to zupełnie rozminęła się z wizją nowej epoki. Albo inaczej - zapoczątkowała epokę niepohamowanej wrogości wobec ludzkiego życia. Bo ludzie ginęli nie wskutek udziału w walkach, najwięcej ginęło mordowanych na różne sposoby, bo nie pasowali do wizji tej nowej epoki.
Do czego można porównać ową rewolucję? Do znachora, który usiłuje leczyć chorego. Właściwie nie leczyć, a zawładnąć chorym i innymi - wszak każdy kiedyś zachoruje. Znachor jednak oszalał i zabija kogo popadnie.
120 lat później zaczęła się inna rewolucja. Jej dzieci też zwały ją wielką. Była rewolucją bolszewicką (radykalnie komunistyczną). Jej hasła były podobne do francuskich. Celem zaś miało być poprawienie doli proletariatu. I, podobnie jak kiedyś, wszystko działo się odwrotnie do pięknych haseł. Wymordowanych ludzi nie sposób się doliczyć. Tym bardziej że machina tej rewolucji kręciła się dalej - nawet za naszych dni i nawet w naszym kraju.
Do czego ją porównać? To już nie oszalały znachor, a czereda rozbójników, którym nie na zysku zależy, a na destrukcji, niszczeniu i zabijaniu. Na takiej destrukcji świata, by dalej sam niszczył i zabijał.
I tak się działo. Bolszewików w tym dziele z czasem wspomogli faszyści. Obozy śmierci to ich, niemiecki wynalazek. Ale iluż ludzi można zabić? Miliony. Czy może być coś gorszego? Pewnie może.
Kolejna rewolucja? Jaka? Inna, wszelako też rewolucja. Seksualno-obyczajowa. Rok 1968 - choć nie było wtedy ani zburzenia Bastylii, ani wystrzału z "Aurory". Obyczajowość poszła w kierunku upodobnienia się kobiet i mężczyzn - wszyscy ubrali się w jednakowe dżinsy. Kobiety sięgnęły także po bardziej "męskie" zawody. "Ludwik" został odesłany "do rondla". Kłopotem zaczęły być dzieci, no bo to... Każdy wie, o co chodzi. Z pomocą przyszły wynalazki skierowane przeciw potencjalnemu życiu. Mechaniczne, chemiczne, kalendarzyk. Wreszcie słynna "pigułka" sięgająca bardzo głęboko, bo rozregulowująca delikatną równowagę biologiczną kobiety (a chłopy miały "z głowy"). Wszystkie metody mniej lub bardziej zawodne. Skutek? Aborcja. Jedno słowo - tysiąc problemów. I motyw wszystkich rewolucji wrócił: zabijać! Jak najwięcej, jak najsprawniej. I "legalnie".
Porównań nie trzeba. Tylko zdziwienie, że od głupich dżinsów doszliśmy właściwie do ludobójstwa. I całej, niebagatelnej otoczki (nie)obyczajowej. Jasne, w tej dziedzinie zawsze "się działo". Ale nie tyle i nie tak ostro, jak od 50 lat się dzieje.
I to nie koniec rewolucji. Gdy kilka lat temu w programie wykładów dla księży przeczytałem słowo "gender", nie miałem pojęcia, o co chodzi. Wykładowcę znałem jako człowieka mądrego, oczytanego, o wyważonych poglądach. "Coś musi być na rzeczy" - pomyślałem. Kilka lat, a okazuje się, że ten cały "gender" gorszy od wszystkich poprzednich rewolucji. Pomijam warstwę moralności - a jest ona niebagatelnie naruszana. Biblia problem odnotowała w historii Sodomy i Gomory, a ocena jest jednoznaczna i powtarza się w różnych biblijnych księgach.
Jaka zatem warstwa problemu jest nie do pominięcia? Otóż demografia. Jeśli już seksualna rewolucja ostatnich dziesięcioleci odbiła się na demografii, o ileż bardziej zabrniemy w katastrofę wyludniania się całych połaci naszej planety wskutek uderzenia w rodzinę?
Poprzednie rewolucje mordowały ludzi. Porównałem je do szalonego znachora, który - usiłując leczyć - zabijał. Iluż ludzi można zabić? Miliony? Straszne. Ale gdyby tak udaremnić powstawanie nowego życia... Wróg ludzi odkrył ideę antybiotyku. Bo jakiś tam roztwór, na przykład spirytus salicylowy albo też octenisept, bakterie zabija. Antybiotyk inaczej - antybiotyk niweczy mechanizm rozmnażania się bakterii. Jest przeciw (anty...) życiu (bios).
Pomysły obejmowane hasłową nazwą gender mają właśnie takie antybiotyczne działanie. Nawet aborcja z czasem stanie się zbędna. Po rozbiciu naturalnego modelu rodziny, dzieci radykalnie ubędzie. W drugim-trzecim pokoleniu sprawa człowieka na ziemi stanie się prehistorią. Pewnie niepisaną - bo któżby to miał wtedy pisać? I dla kogo? Chyba że ostoją się obszary Ziemi, których mieszkańcy odrzucą ten antybiotyk. Oni przetrwają.
Póki co przestroga: zważajcie, komu powierzacie rząd dusz w gminie i mieście, w kraju i w Europie. Tylu znachorów weszło w politykę i po władzę sięga. Nieraz skutecznie. To źle wróży.