W Strzelcach Opolskich Szymon Hołownia odpowiadał na pytanie, jak kochać Kościół.
Gościem pierwszego spotkania w cyklu "Rozmowy u Wawrzyńca” w parafii św. Wawrzyńca w Strzelcach Opolskich był Szymon Hołownia. W czwartkowy wieczór (28 marca) mówił o tym, jak kochać Kościół.
Zacytował słowa kard. Ratzingera z 1969 roku: "Dzisiaj jesteśmy zmęczeni chrześcijaństwem, które dla wielu jest utożsamiane z ideologią jakiejś grupy, jakiegoś narodu. (…) Dzisiaj po raz pierwszy w historii jesteśmy zmęczeni myśleniem o wpływie, jaki posiadamy, o naszym znaczeniu. W sumie dopiero teraz możemy być biedni, ale też i wolni. Dzisiaj po raz pierwszy w historii chrześcijanie mogą być biednymi i wolnymi. Otwieramy się na skromność, na prostotę, na głębokość spojrzeń, wracamy do fundamentów, możemy odkrywać radość z tego, co esencjalne w życiu Kościoła". Hołownia nazwał te myśli słowami proroczymi.
- Bardzo potrzebuję biskupa, który trzaśnie pięścią w stół i na poziomie episkopatu załatwi sprawy związane z pedofilią, i zostanie powołana niezależna komisja, sprawy zostaną wreszcie ujawnione i wyczyszczone. Ale to jest doprowadzenie do poziomu „zero”. To może sprawić, że ludzie z Kościoła nie odejdą w takiej ilości, w jakiej już zaczynają odchodzić. Ale co zrobić, żeby ludzie do Kościoła zaczęli przychodzić? - postawił pytanie.
- W tym nie potrzebuję biskupa, który będzie siedział w papierach, ale potrzebuję biskupa, który usiądzie z bezdomnym na ulicy, potrzebuję biskupa, który pójdzie na wolontariat do hospicjum. Potrzebuję chrześcijan, którzy w parafii zaczną robić takie rzeczy, że ci, którzy są obok nich, zaczną myśleć, że to są ludzie, którzy naprawdę rozumieją, czują i słyszą ból tego świata - przekonywał.
Po prelekcji Szymon Hołownia wpisywał się do książek. Anna Kwaśnicka /Foto GośćCo zrobić, żeby ludzie zaczęli przychodzić do Kościoła? Na pewno nie cały czas moralizować. - Niektórzy mogą godzinami opowiadać o tym, co Kościół sądzi na temat małżeństw homoseksualnych, jakie jest stanowisko Kościoła na temat in vitro czy aborcji. Ale zapytaj ich o Jezusa Chrystusa. O wszystkim opowiedzieliśmy, tylko nie o tym, co trzeba. Opowiedzieliśmy o didaskaliach, a gdzieś zaginęła sztuka. Chrześcijaństwo zrodziło się z tego, że chodziła grupa ludzi, którzy byli niegramotni, nieczytaci, niepisaci, niekumaci, ale oczy im się świeciły, gdy opowiadali o swoim Panu - mówił Szymon Hołownia.
- Mam wrażenie, że przegapiliśmy końcowe zdanie z Pisma Świętego: "Przyjdź, Panie Jezu". Czy w nas jest jeszcze ta tęsknota? - pytał gość "Rozmów u Wawrzyńca". I apelował, by zejść do fundamentu, do pytania, czy w nas jest ta tęsknota. - Dostaliśmy most, po którym idziemy do Domu, a myśmy zbudowali na nim osiedle mieszkaniowe. Powinniśmy być w drodze - podkreślał.
- Chrześcijaństwo to love story, to opowieść o miłości. A Kościół ma być szpitalem polowym, Kościołem leczącym, karmiącym. Tego potrzebuje świat. Zanim zaczniemy człowiekowi mówić o moralności, pokażmy mu, że jest kochany. Mamy spróbować zafascynować świat miłością. Ludzie chcieliby zobaczyć tych, którzy są zakochani w Bogu. Potrzebny nam jest ewangeliczny radykalizm, tak żeby oczy nam się świeciły - przekonywał. I mówił: - Może problemem jest to, że nie żyjemy Ewangelią… Ewangelia nie daje sukcesu, daje nadzieję i wolność. Masz w sobie wolność, bo wiesz, że idziesz do Domu. Ludzie nie pójdą za nami, jeśli będziemy zniewoleni.
- Albo Kościół w Polsce na nowo stanie się chrystologiczny, albo nie będzie, co zbierać - przekonywał. I zacytował chińskie przysłowie: "Jest później, niż myślisz".