W nocy z 12 na 13 grudnia na Opolszczyźnie internowano 69 osób. W sumie było ich 157.
- Przeprowadzanie tej operacji zaczęło się teoretycznie o północy z 12 na 13 grudnia, ale pierwsze wkroczenia służb do domów działaczy miały miejsce przed północą, zupełnie ich zaskakując, a decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego zapadła zdecydowanie wcześniej. Kilkadziesiąt osób wylądowało w Grodkowie, ale też w Opolu, innych wywożono np. w Bieszczady - mówi dr Antoni Maziarz, historyk z UO. - Ich rodziny - żony, dzieci, rodzice - bardzo często nie wiedziały, czy żyją, jak długo i gdzie będą przetrzymywani.
Gdy znikał jedyny żywiciel rodziny, kobiety zostawały z dziećmi bez środków do życia, także po powrocie do domów działacze często tracili pracę. Mogli liczyć jedynie na sąsiadów, znajomych, często pomagali księża i ludzie zza granicy, którzy przysyłali dary - lekarstwa, ubrania, inne niezbędne rzeczy. To było często ich jedyne źródło utrzymania - przypomina.
Przy pomniku żołnierzy wyklętych na pl. Wolności, na wieczornicy zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej w Opolu 13 grudnia zgromadzili się świadkowie wydarzeń wprowadzenia stanu wojennego, harcerze. Po krótkim wstępie dr. Tomasza Greniucha z opolskiej delegatury IPN głos zabrali uczestnicy, którzy pamiętali te dni, albo też byli wśród internowanych.
Na spotkanie przyszli opolanie, którzy pamiętają czas stanu wojennego, jak i młodzi, którzy chcą się czegoś o tym czasie dowiedzieć. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość- Ponieśliśmy ogromne ofiary: społeczne, polityczne i rzeczywiste, w sensie ofiar ludzkich, jak np. górnicy w Kopalni "Wujek". Osób, które zginęły w jasnych bądź niewyjaśnionych okolicznościach. Władza prowadziła politykę dzielenia, proponowano ugodę i kompromisy... - mówił Wiesław Ukleja, jeden z internowanych w czasie stanu wojennego. Jak inni wskazywał, że wiele kwestii z tamtych czasów nie zostało rozwiązanych, a niesprawiedliwość nadal istnieje.
Swoimi doświadczeniami z tych dni dzielili się m.in. Bartosz Morawski czy Joachim Pawliczek, wówczas nastolatkowie, działający w drużynie harcerskiej „czarnej trzynastki” w Krapkowicach, czy np. Jan Jacek Ziomek z Otmuchowa, który w czasie stanu wojennego w swoim mieszkaniu drukował ulotki.
- Gdy powstawała Solidarność, miałem 25 lat. Gdy gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny, to założyliśmy takie struktury młodzieżowe. Jeden z naszych znajomych, Franciszek Szelwicki, był internowany, więc staraliśmy się pomóc go uwolnić - skupialiśmy się na rozrzucaniu ulotek, działalności propagandowej, u mnie w domu była drukarnia. To było duże obciążenie psychiczne i ryzyko wpadki, wspierała mnie żona, pomagała wiara. Nie wiem, jak sobie radzili ateiści, ale ja czułem Bożą pomoc - opowiada Jan Ziomek.
Wieczornicę zorganizował opolski oddział IPN. Karina Grytz-Jurkowska /Foto GośćSpotkanie zakończyło się zapaleniem o 19.30 światełka wolności i złożeniem zniczy pod pomnikiem. W kościele św. Sebastiana odprawiona też została Msza św., a w Centrum Dialogu Obywatelskiego odbyły się prelekcja i koncert.
- Jest to dzień tragicznych wspomnień i taką formułę przyjęliśmy w tym roku. Internowanie to było łamanie życiorysów im i całym rodzinom - czas rozłąki sprawiał, że często wracali z internowania bez pracy, bliskich i perspektyw. Ten system skłócał też rodziny. Dziś młode pokolenie ma obowiązek słuchać tych opozycjonistów i przekazywać to dalej. Oni nadal walczą, chcą działać. Dla nas to przykład do naśladowania - podsumowuje dr Tomasz Greniuch.
Stan wojenny wprowadzono 13 grudnia 1981 r., a zniesiono 22 lipca 1983 r.