Relacja o tym, co słychać w sanktuarium patronki Śląska.
Dziennikarze cieszą się tym przywilejem, że w ramach obowiązków służbowych mogą w czasie epidemii poruszać się nie tylko w celu zakupów czy pomocy drugim. Pomyślałem, że z tego przywileju skorzystam i pojechałem na Górę Świętej Anny. Trochę dla siebie, a trochę dla Czytelników. Tak wielu z Was jest serdecznie związanych z tą górą, a przede wszystkim z sanktuarium św. Anny, babci Pana Jezusa. I tak wielu z Was – tak pomyślałem – pewnie chciałoby w tych trudnych dniach klęknąć w bazylice i popatrzeć w górę na św. Annę. Powiedzieć jej coś bardzo ważnego.
Więc pojechałem, żeby Wam zrelacjonować co słychać u św. Anny i już mówię co. Wieści są dobre. W piątek 27 marca o godz. 15 na rajskim placu i w bazylice nie było nikogo. Takiego widoku na Górze Świętej Anny nigdy nie widziałem, przyznaję. Na świeczniku przed kaplicą Matki Boskiej Fatimskiej pali się jeden T-light. W bazylice świecą się żyrandole. Figurka św. Anny Samotrzeciej jestw fioletowej sukience, wiadomo, Wielki Post. Kiedy dzwon zaczyna bić na godzinę trzecią, robi się wewnątrz niesamowicie. Tak, w pewnym sensie – bardzo smutno. Ale – z drugiej strony – majestatycznie, jak w czasie pielgrzymki z dziesięcioma tysiącami wiernych w grocie lurdzkiej. Św. Anna jest w tej chwili sama. Tak jak wiele naszych babć, ołm, dziadków i opów – którzy teraz też są sami . I to są sami dlatego właśnie, że są kochani. Sami, a może nie samotni. Bo otoczeni miłością, która wymaga, by się nie zbliżać. Ach, jakich ciekawych rzeczy się uczymy i dowiadujemy o sobie… .
Już nie wspomnę o tym, że wielu z naszych seniorów tę samotność przeżywa od wielu lat. Bo dzieci, wnuki wyjechały za pracą albo… trochę zapomniały. I może teraz właśnie – co za paradoks – więzi zaczynają jakoś odżywać… .
Więc św. Anna, babcia, była dzisiaj o trzeciej po południu sama w bazylice. Ale chyba nie samotna. Może wielu braci i sióstr jej wnuka, Jezusa, zwłaszcza ci z terenu Śląska – którzy nazywają siebie chrześcijanami – myśli też o niej, zdalnie prosi ją o pomoc? Góra ufnej modlitwy, powiedział o tym miejscu św. Jan Paweł II. Tyle razy to było już powtarzane, że się wręcz znudziło. Ale teraz nabiera nowych znaczeń.
Kiedy dzwon przestał bić, do bazyliki wszedł brat Sebastian, furtian klasztoru. Powiedzieliśmy sobie „Szczęść Boże” i brat wziął się za różaniec.
Poszedłem na kalwarię. Oczywiście też było pusto. Nic dziwnego. Ale przebijają się do życia i już kwitną drobne kwiaty. Nieopodal kaplicy Płaczących Niewiast spore poletko fiołków. Pachną uwodząco. Ptaki na kalwarii słychać bardzo donośnie. Jest tak cicho, że słychać je lepiej, czy też one dają z siebie więcej niż zwykle? W każdym razie – życie trwa. W tym też jest jakieś pocieszenie, którego wszyscy szukamy i potrzebujemy.